Wyprawy Macieja Boinskiego

Zgodnie z sugestiami internautów śledzących pieszą wyprawę Macieja Boinskiego, mieszkańca Nakła nad Notecią wzdłuż Warty,  postanowiliśmy stworzyć zakładkę, w której zamieszczamy wszystkie relacje z wędrówki p. Macieja wraz z wykonanymi przez nas i podróżnika zdjęciami. Zdjęcia przedstawione są w odwrotnej kolejności. Na pierwszym miejscu znajdują się zdjęcia wykonane jako ostatnie, a na końcu zdjęcia rozpoczynające wyprawę.

 

tekst: Tadeusz Sobol

 

Wprowadzenie

Po ubiegłorocznym przejściu od źródła do ujścia Noteci przez Macieja Boinskiego minęło 11 miesięcy. Już wtedy myślał o kolejnej wyprawie od źródła do ujścia Warty w Kostrzynie nad Odrą. Do tej wyprawy przygotowywał się przez ostatnie miesiące. Zebrane doświadczenia podczas pierwszej wyprawy pozwoliły mu się lepiej przygotować i zainteresować sponsorów. Wreszcie nadszedł długo oczekiwany dzień 2 stycznia 2015 roku. O 2:00 wyjechał z Nakła nad Notecią do Kromołowa  k. Zawiercia. Właśnie w tej miejscowości rozpocznie się marsz wzdłuż Warty. Przed Maciejem Boinskim 808 km i około 50 dni marszu. Po drodze odwiedzi m.in. Częstochowę, Sieradz, Uniejów, Koło, Śrem, Puszczykowo, Poznań, Oborniki, Wronki, Międzychód, Santok /do Warty wpływa Noteć/, Gorzów Wielkopolski. Przez całą wyprawę będziemy trzymali kciuki za jej powodzenie i informować o jej przebiegu.
Zdjęcia przedstawiają wyjazd  Macieja Boinskiego /godz. 2.07/ i źródło Warty w miejscowości Kromołów.

tekst i zdjęcia: Zbigniew Kubisz

Dzień 1

O godz. 7.00 z minutami stałem przy Kapliczce Jana Nepomucenta w Kromołowie, znajdującej się idealnie w miejscu źródła Warty, trzeciej pod względem długości rzeki w Polsce. Kromołów to już dzielnica Zawiercia, miasta liczącego ponad 50 tys. mieszkańców. Wędrówkę zacząłem o 7.30. Początkowo szedłem przy samym brzegu, jednak po kilometrze zaczęło się pierwsze rozlewisko, które ominąłem. W centrum Zawiercia Warta płynie samym środkiem parku. Opuszczając to miasto, straciłem możliwość marszu chodnikiem czy też ścieżkami. Opodal następnej miejscowości, natrafiłem na malownicze ruiny jakiejś posiadłości. Około 12:00 zaczęło padać, a o 13:00 już lało. O godzinie 15:00 skończyłem marsz, będąc cały przemoczony. Dziś mogę odpisać 17 km od tych 808, jakie liczy Warta.

Dzień 2

Swoje pierwsze obozowisko rozbiłem w nietypowym miejscu, bo jakieś 20 m od cmentarza. Jak pada deszcz, nie ma się co zastanawiać. Dzisiaj rano o 6.30 opuściłem Myszków i zanim wzeszło słońce, ruszyłem dalej. W tym rejonie Warta płynie dużymi zakolami i często wylewa. Z tego powodu opuściłem brzeg rzeki i szedłem polną drogą. W miejscu, gdzie Warta wpływa do Zalewu Porajskiego, który jest sztucznym zbiornikiem, stworzonym na potrzeby Huty Częstochowa, zacząłem iść brzegiem akwenu. Obóz rozbiłem w miejscu, gdzie będę mógł sprawdzić swoją nową kuchenkę. Dzisiaj mam na kolację bigos zabrany z domu. Jestem około 4 km od miejscowości Poraj. Przeszedłem 18 km, a razem 35 km. Pozostało 773 km.

Dzień 3

Z uwagi na silne opady deszczu i śniegu, dzisiejszą wędrówkę zacząłem o 8.30. Temperatura zewnątrz wynosiła 0 stopni C, a w namiocie miałem 3. Ruszyłem, kiedy poprawiły się warunki atmosferyczne. Po kilku kilometrach doszedłem do końca Zalewu Porajskiego, gdzie dalej Warta płynie swoim korytem. W Poraju natura okazała się silniejsza i wycofałem się na drogę. Postanowiłem jak najbardziej zbliżyć się do Częstochowy, by jutro minąć ją, gdy nie będzie dużego ruchu na drogach. Nie lubię przechodzić przez miasta. Często jest tak, że dostęp do brzegów rzek jest odgrodzony płotem.
Wracając do Warty, to już po pierwszym dniu rzeka osiągnęła 4 m szerokości, a po drugim 10 m. Tak szybkie poszerzanie rzeki możliwe jest dzięki dużej ilości dopływów. Na tych terenach występują liczne rwące potoki o krystalicznie czystej wodzie. Na skraju miejscowości Poraj zatrzymała mnie Policja i po okazaniu dowodu osobistego, policjanci życzyli mi udanej wędrówki i odjechali.
Przez cały dzień wiał silny wiatr i padał śnieg. Około 15 godziny natrafiłem na wały przeciwpowodziowe. Kiedy szukałem miejsca dogodnego na nocleg, zrobiła się potworna zawierucha. Usłyszałem nawet kilka grzmotów, co o tej porze roku jest dość rzadkim zjawiskiem. Po rozbiciu namiotu przebrałem się w suche ubranie. Przeszedłem 19 km. Razem 54 km. Pozostało 754 km.

Dzień 4

Dzisiejszy dzień okazał się być najtrudniejszym z dotychczasowych. Nad ranem słyszałem chodzące dookoła namiotu dziki, ale gdy tylko zacząłem się poruszać, to się spłoszyły i uciekły. Mijając rogatki Częstochowy, okazało się, że mam przebite koło od wózka. Zanim dotarłem do wulkanizacji, opona była już przetarta. W mieście trzy godziny szukałem takiej samej. Kiedy wózek naprawiono, TVP Katowice przeprowadziła ze mną wywiad, który częściowo mogliście zobaczyć dziś w TELEEXPRESIE EKSTRA w TVPInfo. Wtedy ruszyłem dalej. Bardzo szybko okazało się, że nie wszędzie jest przejście. Próbując  ominąć jedną z dużych fabryk, wszedłem do lasu i moja intuicja poprowadziła mnie w drugą stronę. Gdy włączyłem GPS, to byłem już 3 km za Częstochową z tym, że w przeciwnym kierunku. Pretensje mogę mieć wyłącznie do siebie. Przeszedłem 16 km. Razem 70 km. Pozostało 735 km.

Dzień 5

Dzisiaj dalszy ciąg kłopotów. Okazuje się, że kółka przy wózku nie wytrzymują trudów trasy i krzywią się. Do tej konstrukcji wózka są za słabe. Jutro w miejscowości Garnek mam pierwszy nocleg, gdzie będę mógł się wykąpać i doładować telefon. Nocleg planowany jest na terenie Gospodarstwa Agroturystycznego NIEZAPOMINAJKA. Jeszcze jakieś 8 km przede mną. Mam nadzieje, że kółka wytrzymają ten dystans. Tam na miejscu, zastanowię się co dalej? Przerwanie wyprawy nie wchodzi w grę. Są trzy wyjścia:
– przerobić wózek na większe koła, ale iść bez niego na czas przeróbki,
– przywieźć wózek z poprzedniej wyprawy i to z nim kontynuować wędrówkę,
– kupić takie same kółka i kontynuować wyprawę z obecnym wózkiem z tym, że problem powróci.
Mijałem dziś przepiękną okolicę. Warta płynie w dolinie, przypominającej Dolinę Noteci, którą mam za oknem. Szkoda tylko, że tutaj tyle linii wysokiego napięcia, psujących krajobraz. Warta na tym odcinku jest bardzo brudna. Zapewne to przez duże fabryki w Częstochowie. Przeszedłem 19 km. Razem 89 km. Pozostało 719 km. Szkoda tylko, że już na samym początku mam takie problemy, ale być może później będzie lepiej.

Dzień 6

Mam za sobą najchłodniejszą noc (-13 stopni C) podczas tej wyprawy. Wędrówkę zacząłem niedaleko miejscowości Skrzydłów. Chcąc dotrzeć do umówionego wcześniej noclegu w Gospodarstwie Agroturystycznym NIEZAPOMINAJKA, musiałem pokonać 9 km. Teren jest dość płaski. Idąc wzdłuż Warty, natrafiłem na most, którego nie zaznaczono na GOOGLE MAP. To trochę śmieszne. Wartki nurt rzeki sprzyja uprawianiu kajakarstwa. Brzeg jest dość niski, a po prawej stronie Warty widać rozległą dolinę. Gdy dotarłem na miejsce powitał mnie właściciel NIEZAPOMINAJKI pan Mirosław Ślęza, wójt Piotr Jacek Juszczyk wraz z zastępcą. Zjadłem domowy obiad, pierwszy od kilku dni i wreszcie mogłem się wykąpać w cywilizowanych warunkach. Zostałem bardzo miło przyjęty, za co serdecznie dziękuję.
Jeśli chodzi o wózek, to jutro rano przyjedzie po niego z Nakła mój przyjaciel i zabierze go do przeróbki, a ja przez ten czas będę wędrował z plecakiem. Myślę, że to jedyne sensowne rozwiązanie. Nie mam zamiaru w nieskończoność wymieniać kółek i codziennie zastanawiać się czy wytrzymają, czy też nie. Dziś przeszedłem 9 km, co daje razem 98 km, pozostało 710 km.

Dzień 7

Rano wózek został przetransportowany do warsztatu, gdzie przejdzie drobną przeróbkę i będzie miał zamontowane kółka, które zdały egzamin przy wózku z ubiegłego roku. Zdecydowałem, że na czas naprawy będę wędrował z plecakiem. Opuszczając NIEZAPOMINAJKĘ, pożegnałem się z właścicielami i ruszyłem w dalszą drogę. Wędrówka nie należała do zbyt wymagających, gdyż teren był płaski. Do tego, przez większość dnia szedłem dróżką, biegnącą przy samym brzegu. Na rzece występowały liczne stopnie wodne. Z racji tego, że szedłem bez wózka, nie płoszyłem ptactwa, które odfruwało mi prawie spod nóg. Brzeg Warty jest dość wysoki, bo sięga miejscami ok. 5 m. O godzinie 12.00 udzieliłem wywiadu dla TV Silesia. Idąc dzisiaj, odpoczywałem po trudach poprzednich dni, kiedy to do szału doprowadzały mnie kółka od wózka. Pogoda sprzyja wędrówce. Wiał lekki wiatr i temp. wynosiła – 4 stopnie C. Teraz, pisząc tą relację, zaczął padać śnieg. Odrobiłem troszkę strat z wczoraj i przeszedłem 19 km. Przypominam, że założyłem sobie pokonywać dziennie 17 km. Razem przeszedłem 117 km, a do końca został 691 km.

Dzień 8

Całą noc padało. Nad ranem przejaśniło się i mogłem po zwinięciu namiotu ruszyć dalej. Temperatura w dzień wynosiła +3 stopnie C i wiał silny wiatr. W ciągu dnia chciałem zrobić zakupy w wiejskim sklepie spożywczym, ale na półkach znajdowało się mniej produktów niż regałów w sklepie. Lubię kupować w takich miejscach, bo to sklep decyduje, co będę jadł. Godzinę później mijałem miejscowość Kijów. Na odcinku przed Działoszynem, Warta ma dużą ilość wysp, co dodatkowo uatrakcyjnia wędrówkę. Często mijam tablice edukacyjne na temat fauny i flory danego regionu. Pojawiły się także szlaki konne. Według informacji w województwie łódzkim jest ich ponad 1000 km. Większość trasy pokonuję, idąc przy samym brzegu rzeki. Tylko raz się wycofałem, gdyż było za grząsko. O godz. 15 zaczął kropić deszcz i pospiesznie rozbiłem namiot. Przeszedłem 21 km, razem 138 km, a pozostało 670.

Dzień 9

Nocleg miałem na wysokości Prusicka tyle, że po drugiej stronie rzeki. W nocy, kiedy na moment przestało padać, słyszałem działające bobry. Gdy tylko włączyłem latarkę, przestawały hałasować, by za chwilę zacząć od nowa. Przed wsią Ważne Młyny teren bardzo ciężki, z dużą ilością mokradeł. Dodatkowym utrudnieniem jest nieustannie padający deszcz. Rzeka wije się i miejscami podmywa brzeg. Później idąc szlakiem Jury Wieluńskiej w Płaczkach, natrafiłem na niesamowicie wysoki i stromy brzeg Warty. Przechodząc jedną z dróg, natknąłem się na pozostałości wału przeciwpowodziowego. Leżały tam resztki poukładanych worków z piaskiem. W ubiegłym roku Warta w tym miejscu musiała wylać. Może nawet o tym słyszałem, ale wówczas nie pomyślałbym, że będę tamtędy przechodzić. Kiedy do Warty wpłynęła Lisia Warta, rzeka stała się jeszcze większa.
Jestem cały przemoczony. Już nie mogę się doczekać wózka, to zupełnie inny komfort wędrówki. Dzisiejszy marsz zakończyłem w okolicach miejscowości Wąsosz Górny. Czeka mnie ciężka noc. Wszystkie ubrania, jakie mam, są mokre. Oby tylko w nocy nie padało. Przeszedłem 21 km, razem 159, a pozostało 649 km. 

Dzień 10

Po wczorajszej ulewie i zawiei pozostał tylko deszcz. Wieczorem miałem gości. Grupa mieszkańców Działoszyna odwiedziła mnie, by wziąć moje mokre ubranie i je wysuszyć, a potem rano przywieźć je z powrotem. Bardzo dziękuję za ten miły gest.
Wędrówkę zacząłem o 8.00. W Lelitach przechodziłem obok opuszczonych magazynów i starej kapliczki, którą prezentuję na zdjęciu. Pogoda dopisywała, nie padało. Zmieniłem stronę rzeki, którą szedłem. W Zalesiakach rozpoznał mnie sprzedawca w sklepie i powiedział, że kibicuje mi razem z rodziną. Pozdrawiam tego Pana. Przed Działoszynem natrafiłem na piękny próg na Warcie. Gdy dotarłem do Działoszyna, rozbiłem namiot na prywatnej posesji. Przeszedłem razem 174 km, pozostało 634 km. 

Dzień 11

Wczoraj wieczorem grupa działoszynian oprowadziła mnie po swoim mieście. Dziś rano zostałem zaproszony do Urzędu Miasta i Gminy Działoszyn. Po krótkiej rozmowie i wywiadzie dla lokalnego radio, udałem się w dalszą drogę. Jeszcze raz dziękuję działoszynianom za okazaną bezinteresowną pomoc i wsparcie. Wszedłem w rejon Załęczańskiego Parku Krajobrazowego, zwanego również Łukiem Warty. Występują tu liczne zjawiska krasowe w postaci jaskiń, studni, kotłów i lejów krasowych. Jest ich kilkadziesiąt. W Bobrownikach odzyskałem z powrotem mój wózek. Kółka są większe i robią wrażenie solidniejszych. Niestety pogoda nie dopisuje. Prawie cały dzień padał deszcz. Częste górki, które pokonywałem, spowalniały marsz. Dlatego też, dopiero koło godziny 18 rozbiłem namiot, chociaż wędrówka po zmroku bywa męcząca. Kolejny raz nie mam dostępu do internetu. Przeszedłem 18 km, razem 192 km, pozostało 616 km.

Dzień 12

Wędrówkę zacząłem o 7 rano, by jak najszybciej dojść do Krzeczowa. Załęczański Park Krajobrazowy jest bardzo malowniczy i to nie tylko nad samą Wartą. Przekonałem się o tym, próbując obejść jedno wzniesienie. Straciłem orientację w gęstym lesie i kiedy myślałem, że idę w dobrym kierunku, okazało się, że jest zupełnie inaczej. Na kolejnym odcinku jaki przeszedłem, bobry działają na całego. Teren jest bardzo ciekawy, przynajmniej z jednym wysokim brzegiem, a co najważniejsze – wózek na nim sprawuje się idealnie! Dziś udzieliłem kolejnego wywiadu, tym razem dla Radio Łódź.
Pogoda rewelacyjna, bezchmurne niebo i lekki wiaterek, który obsusza wszystko, co mokre. Odniosłem mały sukces. Pokonałem 1/4 trasy. W Krzeczowie, gdzie zakończyłem dzisiejszy marsz, mam nocleg z możliwością skorzystania z łazienki. Przebywam na prawdziwym polu namiotowym z plażą na terenie Rancza nad Wartą. Jutro ruszam w stronę Sieradza. Przeszedłem 16 km, razem 208 km, a pozostało 600 km. 

Dzień 13

Opuszczając Krzeczów, czułem się lekko zdołowany. Nie będę jednak teraz wnikać w szczegóły z jakiego powodu. Rano padało przez około godzinę, a później wyszło słońce. Szedłem lewym brzegiem. Do pięknych widoków Warty już przywykłem, ale ten niedaleko wsi Łykowe był wyjątkowy. W takich chwilach choć na moment zapomina się o trudach wyprawy. Wysoki brzeg wchodził do rzeki, a drzewa na górze część korzeni miały na wierzchu. To tutaj przed laty nagrywano sceny do filmu „Nad Niemnem”. Teren okazał się niezbyt wymagający, dlatego też posuwałem się szybko do przodu.
W Reduczycach, szukając kosza na śmieci (miałem już ich cały worek), zatrzymał mnie mężczyzna z pytaniem czy nie chcę czegoś ciepłego do picia. Odmówiłem, gdyż byłem chwilę po przerwie. Wiedział kim jestem, bo podobno mówili o mnie w radio. O 13.00 minąłem Osjaków. Mają tam bardzo ładnie zagospodarowaną wyspę na Warcie. Widać, że miasto integruje się z rzeką. Obozowisko rozbiłem między Osjakowem a Konopnicą. Przeszedłem dziś 19 km, razem 227, a pozostało 581 km.

Dzień 14

Nad ranem zaczęło padać, a później chwycił mróz. W rezultacie musiałem wytrzepać namiot z pokrywy lodu. Wyruszyłem około 7.00. Niedaleko Konopnicy, wysoki brzeg dochodzi do samej Warty. Widoki są przepiękne i warunki do fotografowania idealne. W Konopnicy, na jednej z kamienic, zaznaczono poziom wody, do którego Warta wylała w 1997 roku. Pamiętam tą powódź, bo byłem wtedy w Opolu pomagać jako wolontariusz. Wtedy też, po raz pierwszy widziałem, co może zrobić woda. Opuściłem to miasteczko koło 10.00. Na wysokości Siemiechowa, wpakowałem się w takie miejsce, z którego ledwo udało mi się wydostać. Bobry nadal nie odpuszczają, Nawet pokusiłbym się powiedzieć, że jest ich jeszcze więcej. Z moją kondycją fizyczną jest wszystko w porządku, a co najważniejsze, jestem zdrowy. Nocuję w okolicach Burzenina. Dziś musiałem się wspierać drogami, gdyż inaczej nie dałbym rady. Przeszedłem 20 km, razem 247, a pozostało 561 km.

Dzień 15

Dzisiaj po raz pierwszy miałem na trasie wędrówki wały przeciwpowodziowe. Ciągną się od Burzenina do Sieradza. Aż prosi się, aby były wykorzystane jako ścieżki pieszo-rowerowe. Niestety znaki wyraźnie zakazują korzystania z nich, ale ja nie miałem wyboru, chcąc trochę fotografować. Nie dość, że biegną przy samej rzece, to w dodatku widać z nich całą okolicę. Pogoda również sprzyjała robieniu zdjęć. Teren, po którym szedłem od wczoraj, to Park Krajobrazowy Międzyrzecza Warty i Widawki. Ukształtowanie tego terenu jest nieco zróżnicowane, nizinne. Minus dzisiejszego spaceru wałami, to brak dostępu do sklepów po drodze. Na szczęście miałem zrobione zapasy na jakieś 2 dni, więc nie musiałem się martwić o brak jedzenia i picia. Bardzo często zatrzymywałem się, robiąc zdjęcia. W rezultacie do Sieradza zabrakło mi jakieś 5 km. Przeszedłem dziś rekordowe 22 km, bo i trasa była wyjątkowo prosta. Razem mam za sobą 269 km, a pozostało 539 km.

Dzień 16 

W nocy padało, więc dzisiejszy dzień zacząłem od suszenia namiotu. Obok mostu w Sieradzu, gdzie stoi pomnik ku czci poległych w walkach nad Wartą w wojnie obronnej z 1939 roku, udzieliłem wywiadu dla TV Sieradz. Stamtąd, wałami przeciwpowodziowymi, doszedłem do mostu kolejowego. Dalej, ku mojemu zdziwieniu, okazało się, że wały są w trakcie budowy. Przejście nimi kosztowało mnie ogromną ilość energii. Kółka wbijały się w luźny piasek. W miejscowości Grądy, postanowiłem iść drugą stroną rzeki. Niestety i tam było podobnie. Wał był gotowy, ale nie porósł jeszcze trawą i koła grzęzły w mokrym gruncie. Nocuję jakieś 5 km przed miejscowością Warta.
W takich warunkach przeszedłem 19 km i jestem wykończony. Razem mam za sobą 288 km, a przede mną jeszcze 520 km

Dzień 17

Rankiem, pierwszy raz odkąd maszeruję, była bardzo gęsta mgła. Powodowała, że wychodząc na kilka metrów przed namiot, traciłem go z pola widzenia. Muzeum Miasta i Rzeki Warty to mój pierwszy dzisiejszy przystanek na trasie. Jak można iść wzdłuż Warty i nie być w takim miejscu? Z uwagi na to, że muzeum nie jest czynne w niedzielę, Pani, która tam pracuje otworzyła je specjalnie dla mnie. Wysłuchałem ciekawego wykładu, wypiłem kawę i ruszyłem dalej.  To właśnie w Warcie, Warta wpływa do największego zbiornika w województwie łódzkim, zbiornika Jeziorsko. Na jego terenie znajduje się rezerwat ornitologiczny. Nie wiem dlaczego, ale miejscami jest tam tak mało wody lub jej nie ma, że widoczne są wystające z dna resztki korzeni drzew. Idąc wzdłuż Jeziorska, doszedłem do Ostrowa Warckiego. Czeka tu na mnie nocleg na ładnie położonej przystani jachtowej, gdzie będę mógł się wykąpać i doładować telefon. Na pewno zregeneruję siły na jutrzejszy dzień. Moim celem będzie Uniejów. Przeszedłem 15 km, razem 303 km, pozostało 505.

Dzień 18

Dziś o 5.00 nad ranem, termometr wskazywał -2 stopnie C. Zwinąłem namiot i o 6.00 ruszyłem w drogę, by dotrzeć do Uniejowa. Asfaltem ominąłem zbiornik Jeziorsko i doszedłem do miejsca, gdzie Warta wypływa z niego i płynie dalej w swoim korycie. Ze względu na bardzo gęstą mgłę, nie uwieczniłem tego na fotografii. Dzisiejsza wędrówka była bardzo łatwa, gdyż szedłem wałem przeciwpowodziowym i jednocześnie Doliną Środkowej Warty, obejmującą środkowy bieg rzeki. Teren o powierzchni 57104,4 ha uznany jest za ostoję ptactwa o randze światowej. Idąc, często słyszałem ptaki, które mają tutaj doskonałe warunki siedliskowe. Zdjęcia zacząłem robić dopiero koło 10.00, kiedy widoczność się poprawiła. Na moim wózku pojawiła się kolejna naklejka – Wielkiej Pętli Wielkopolski. Cieszę się, że mogę włączyć się do promocji tego regionu. Wielką Pętlę Wielkopolski tworzą rzeki Noteć i Warta oraz Kanał Ślesiński. Gdy uda mi się przejść wzdłuż Wartę, zamknę tą pętlę (Noteć i Kanał Ślesiński jest już zdobyty).
W Uniejowie zjawiłem się koło 15.00. Dziś mam nocleg w nietypowym miejscu, ale o tym jutro…
Przeszedłem 23 km, razem 326 km, a pozostało 482 km.

Dzień 19

Zgodnie z obietnicą, zdradzę Wam miejsce mojego noclegu. Otóż spałem w Zagrodzie Młynarskiej, na terenie Term Uniejów. To teren, gdzie zgromadzono różne typy zabudowań z województwa łódzkiego, tworząc zagrodę. Znajdują się tam wiatraki, stajnia, do której można przywieźć własnego konia i jeździć nim po okolicy. Możliwe jest to dzięki licznym szlakom konnym. Jest też dworek, gdzie można przenocować, karczma, gdzie można zjeść potrawy regionalne. Miałem możliwość się tam stołować. Mój namiot zdecydowanie nie pasował do tego miejsca, ale był za to najciekawszym obiektem do oglądania wczorajszego popołudnia. Termy i Zamek w Uniejowie również robią wrażenie. Dziękuję władzom Uniejowa i całemu personelowi Zagrody Młynarskiej za gościnność i życzliwość.
Ruszyłem w trasę o 7.30. Czekał mnie kolejny łatwiejszy dzień wędrówki. Zmierzam do Koła, gdzie zagoszczę tylko chwilę, by dalej iść w stronę Konina. Zaraz za Uniejowem trafiłem na małe uroczysko – mały naturalny staw i kilka poprzewracanych drzew porośniętych mchem. Uwielbiam takie klimaty. Niestety pogoda znów nie sprzyjała fotografowaniu. Przez cały dzień utrzymywała się gęsta mgła. Po drodze minąłem nieczynny w okresie zimowym prom na Warcie. Zostawiłem za plecami województwo łódzkie, które dostarczyło mi końskiej dawki przygody. Poznałem fantastycznych ludzi, którzy bezinteresownie mi pomogli. Dziękuję IM bardzo. Przeszedłem 19 km, razem 345, a pozostało 463 km.

Dzień 20

Wczorajszą noc spędziłem pod mostem autostrady A2. Przynajmniej miałem suchy grunt, a wiejący delikatnie wiatr wysuszył mi ubranie. Wędrówkę rozpocząłem już o 6.00 rano, by zdążyć dojść na 12.00 do Koła, gdzie umówiono mnie na spotkanie z mediami. Po drodze trafiłem na wiele rozlewisk Warty. Miejscami woda podchodziła pod same wały przeciwpowodziowe. Wpadł mi w oko pewien kadr, jednak aby dotrzeć do tego miejsca i uwiecznić je na fotografii, musiałem zdjąć spodnie i w samej bieliźnie wejść do wody. Szybko się okazało, że jest za głęboko i trzeba by było zamoczyć się po pas, aby zrobić zdjęcie. Wtedy odpuściłem. Gdy się ubierałem przyjechał mój znajomy z Koła, Zbigniew Urbański, który wspiera mnie podczas wyprawy. Wcześniej uprzedzał, że będzie mnie szukać. Powiedziałem mu, że mam za krótki obiektyw i nie mogę zrobić zdjęcia, a on wyjął z torby swój i mi go pożyczył. Mam szczęście, prawda?
Do Koła doszedłem przed czasem. Wywiad odbył się w ruinach kolskiego zamku. Było radio, telewizja i prasa oraz Pani z kółka fotograficznego i pracownik Urzędu Gminy w Kole. Zostałem bardzo mile przyjęty. Po wypiciu ciepłej herbaty, o którą prosiłem, pożegnałem się z osobami obecnymi na spotkaniu i ruszyłem w dalszą drogę. Przeszedłem jeszcze parę kilometrów i rozbiłem namiot. W piątek powinienem dojść do Konina. Przeszedłem 23 km, mam za sobą 368 km, a do końca pozostało 440 km.

Dzień 21

Wędrówkę rozpocząłem trochę później niż zwykle, bo o 8.30. W nocy był przymrozek -3 stopnie C. Dzisiaj mogłem pozwolić sobie na wolniejszy marsz. Przyspieszę przed Koninem. Ruszyłem dalej lewą stroną. W miejscowości Piersk zszedłem z wałów, by zobaczyć w tej wsi stary cmentarz. Z tablicy informacyjnej wynika, że to już tylko pozostałości cmentarza. Faktycznie, nagrobki są w złym stanie. Jeden z nich można zobaczyć na fotografii. Idąc dalej, doszedłem do czynnego w zimie promu rzecznego. Nie mogłem oprzeć się pokusie przepłynięcia na drugi brzeg, choć właściwie nie miałem tego w planie. Pan, który obsługiwał prom, powiedział, że pierwszy raz przewozi pasażera z takim wózkiem. Po paru minutach byłem na drugiej stronie rzeki. Przez cały dzień mijałem ogromne rozlewiska Warty. Nadal brakuje promieni słońca w ciągu dnia. Dziękuję za tak liczne zainteresowanie moją wyprawą i za wszystkie życzenia, jakie wysyłacie mi na facebook’u. Dzisiaj przeszedłem 18 km, razem 386 km, pozostało 422 km.

Dzień 22

Dzisiejszy dzień rozpocząłem od rozgrzewki, ponieważ w nocy miałem zbyt mokre podłoże pod namiotem i nie mogłem się wyspać. Potem ruszyłem w drogę. Do umówionego miejsca w Koninie brakowało mi 12 km. W Grójcu widziałem, jak mieszkańcy przybrzeżnych domów walczą z bobrami. Owijają drzewa folią stretchową lub siatką ogrodzeniową. Później przeszedłem przez most nad Kanałem Ślesińskim. To tutaj zaczyna się moja kolejna przygoda z Wielką Pętlą Wielkopolski. Rok wcześniej, przechodząc wzdłuż Noteć, zaliczyłem tylko jej część. Pozostała tylko Warta. Idąc dalej doszedłem do miejsca, gdzie Warta łączy się z Kanałem Ślesińskim.
Dzisiaj mam pierwszy powód do dumy. Pobiłem swój rekord długości na jednej wyprawie. W zeszłym roku było to 391 km, a do dzisiaj przeszedłem 398 km. Niesamowite jest też to, że pierwszy raz w życiu udało mi się sfotografować wiewiórkę. By tego dokonać, musiałem dojść aż do Konina. Na Stadion im. Złotej Jedenastki Kazimierza Górskiego doszedłem bez większych problemów. To tutaj mam dziś nocleg. Powitano mnie bardzo serdecznie. Później odbyła się konferencja prasowa. Była TVP Poznań, Radio Merkury i Radio Konin. Dziś przyjechał również znajomy, by wymienić mi odzież. W końcu to półmetek. Jutro, jak wszystko pójdzie zgodnie z planem, będę miał za sobą połowę trasy. Chyba wypiję z tej okazji flaszkę mleka w namiocie. Z rana ruszam w stronę Nowego Miasta nad Wartą. Przeszedłem 12 km, razem 398, pozostało 410 km. 

Dzień 23

Wstałem już o 5.00, a o 6.15 zacząłem wędrówkę. Najpierw musiałem wyjść z Konina, co nie jest łatwe, bo wózek nie jest skrętny. Kiedy zostawiłem za sobą miasto, z którego zostały miłe wspomnienia, wstało słońce. W nocy był przymrozek, dlatego krajobraz przybrał zimową szatę. Odrobina słońca wystarczyła, by znów wróciła jesienna aura. W Sławsku, na drugim brzegu sfotografowałem XIX-wieczny dwór. Po przejściu pod autostradą, zaczął się Nadwarciański Park Krajobrazowy. Dziś postawiłem sobie za cel dotrzeć w trzy dni do Nowego Miasta nad Wartą. To jest jakieś 70 km. Przeszedłem 25 km, razem 423 km, a pozostało 385 km. 

Dzień 24

 Noc była niespokojna. Niedaleko mnie usłyszałem podwójny wystrzał z broni palnej. Siedziałem cicho w namiocie, bo mogli być to myśliwi lub, co gorsza, kłusownicy. Choć dobrze się zakamuflowałem, nie chciałem zdradzić swojej obecności, gdyż nie wiadomo jaka byłaby reakcja na mój widok. Wstałem podobnie jak wczoraj. Wychodząc z namiotu, ujrzałem na horyzoncie pięknie oświetlony kościół w miejscowości Lądek. Termometr w nocy wskazywał -3 stopnie C. Przechodząc przez Ląd, mogłem zobaczyć jedna z najbardziej monumentalnych budowli sakralnych w Polsce. We wsi Policko, na jednym z budynków widniała tablica upamiętniająca postać Wawrzyńca Warczygłowa, mieszkańca tego domu, który potajemnie przed caratem, uczył języka polskiego. Kiedy wróciłem nad Wartę, kazało się, że wpływa do niej mała rzeczka Meszna i muszę ją obejść. Taka sytuacja powtórzyła się jeszcze, gdy szedłem 2 km więcej obchodząc rzekę Wrześnicę. Mijając Pyzdry, myślałem, że to koniec przygód. Nic jednak bardziej mylnego. Niedaleko Tarnowa, nie mogłem przejść z powodu istniejącej kopalni kruszywa naturalnego. Bezmyślnie ktoś uwałował i ogrodził ten teren. Z mojej mapy wynikało, że przez środek tego obszaru biegnie droga. To też przeszedłem nią, nie zważając na tabliczki. Pokonałem jeszcze kawałek drogi i zaczął padać śnieg. Pospiesznie rozbiłem namiot. Gdy kończyłem, przestało padać. Przeszedłem 23 km, razem 446 km, pozostało 362 km.

Dzień 25

Z uwagi na to, że moja córka Zuzanna obchodzi dziś swoje szóste urodziny, pragnę złożyć Jej najserdeczniejsze życzenia. Pierwszy raz nie ma mnie, gdy ma swoje święto. Z tego powodu przedstawiam Wam na fotografii EDZIA. To jest mój talizman, który dostałem od Zuzi, kiedy wyjeżdżałem z domu. Był ze mną również na wyprawie wzdłuż Noteci. – Zuziu, Edziu ma się dobrze. Wędrówkę zacząłem o 6.30. Dość szybko doszedłem do Pogorzelicy. W miejscowości Czeszewo dokonałem zakupów i niedaleko promu zrobiłem sobie przerwę. Później przeszedłem pod aktualnie remontowanym mostem kolejowym. Następne na mojej trasie było Dębno. Niedaleko promu stała tablica, upamiętniająca tragedię, jaka się tu wydarzyła. W dzień Pierwszej Komunii Świętej utopiło się osiem dziewcząt pierwszokomunijnych, które przewożone były do kościoła w Dębnie. Zginął również 70-letni przewoźnik i jego 12-letni pomocnik. Po chwili refleksji, ruszyłem dalej. Rzeka coraz częściej podmywa, tworząc pionowe brzegi. Bobry nadal działają. Szkoda tylko powalonych dębów. Po godzinie 14.00, zameldowałem się w Marinie pod Czarnym Bocianem w Nowym Mieście nad Wartą. O pobycie na przystani opowiem jutro. Przeszedłem 24 km, razem 470, pozostało 338 km.

Dzień 26

Wczoraj rozbiłem namiot na terenie Mariny Pod Czarnym Bocianem. Pięknie położona przystań komponuje się z krajobrazem. Zostałem tam bardzo dobrze ugoszczony. Mogłem skorzystać z prysznica oraz skosztować jedzenia serwowanego w tamtejszej restauracji. Małżeństwo, prowadzące ten obiekt, wkłada w to mnóstwo serca. Polecam to miejsce z czystym sumieniem. Tworzą je ludzie z pasją. Pozdrawiam Marinę Czarny Bocian. Kiedy obudziłem się o 6.00 rano i otworzyłem namiot, leżała pięciocentymetrowa warstwa śniegu. Uwieczniłem to na fotografii, bo to pierwszy śnieg na tej wyprawie. Wędrówkę zacząłem o 7.45. Szybko okazało się, że śnieg lepi się do kółek i je blokuje. Gdy doszedłem do miejscowości Solec, padałem ze zmęczenia. Śnieg jednak szybko topniał i wędrówka szła coraz lepiej. Już na wysokości wsi Potachy marsz odbywał się bez problemu. Blisko miejsca, gdzie rzeczka Moskwa wpływa do Warty, zawołał mnie mężczyzna, zapraszając na obiad. Mieszka w małej chatce przy brzegu Warty i ma na imię Olo. Skorzystałem z propozycji i po posiłku poszedłem dalej. Kolejny raz na trasie wędrówki spotkałem fantastyczną osobę. Parę kilometrów dalej rozbiłem namiot. Dziś nocuję w lesie. Przeszedłem 19 km, razem 489 km, pozostało 319 km.

Dzień 27

Po wilgotnej nocy spędzonej w lesie, wstałem już o 4.00, by dojść do Śremu. Stopniała reszta śniegu i padał deszcz. Na wysokości Dąbrowy musiałem wyjść na drogę, ponieważ zbyt duża ilość starorzeczy i mokradeł zrobiła przeszkodę nie do pokonania. W Miechlinie wróciłem nad Wartę. Niedaleko Śremu, nad brzegiem, rosną okazałe dęby, które pięknie komponują się z okolicą. Niemal do samego centrum brzegi są czyste. Widać, że miasto o to dba. O 13.30 spotkałem się z Burmistrzem Śremu. Był pełen podziwu dla mojej wyprawy. Później rozbiłem namiot u WODNIAKÓW na śremskiej marinie, ale o tym opowiem jutro. Przeszedłem 14 km, razem 503, pozostało 305 km. 

Dzień 28

Wczorajszego popołudnia zostałem ugoszczony na przystani przez Śremskich Wodniaków. Odwiedzali mnie również mieszkańcy Śremu. Była prasa i telewizja. Do późnego wieczora słuchałem opowieści o przygodach Wodniaków, a ja opowiadałem im o swoich. O 8.15, pożegnawszy się z wszystkimi obecnymi, opuściłem marinę. Do bram miasta odprowadził mnie Jerzy Ratajczak. Wczoraj ostrzegano mnie przed bardzo trudnym terenem, jaki mnie czeka, idąc prawą stroną rzeki. Zaryzykowałem. Do pewnego momentu szło mi całkiem nieźle. Pogoda sprzyjała wędrówce. Na dodatek teren Rogalińskiego Parku Krajobrazowego był wart trudu omijania licznych starorzeczy. Niestety przebiłem oponę, przedzierając się przez krzaki. Choć posiadałem koło zapasowe, to i tak zacząłem szukać wulkanizacji. Znalazłem ją w miejscowości Świątniki. Rozbiłem namiot w lesie, koło słynnego Rogalina. Jeszcze raz dziękuję mieszkańcom Śremu za gościnę i wsparcie. Mam nadzieje, że jak kiedyś ktoś będzie potrzebował pomocy w okolicach Nakła nad Notecią, to nakielanie, tak jak Wy, staną na wysokości zadania.
Przeszedłem 24 km, razem 527, pozostało 281 km. 

Dzień 29

Pogoda zmieniła się. Po wczorajszym słonecznym dniu, znów obudził mnie ponury świt. Dalej szedłem Rogalińskim Parkiem Krajobrazowym. Przepięknie prezentują się pojedyncze okazy dębów na podmokłych terenach. Na wysokości Rogalinka, nad samą Wartą, znalazłem krzyż, Pomnik i Przystań Jana Pawła II. Kiedy przeszedłem tą miejscowość, prawy brzeg był wyższy i bardziej stromy. Po paru kilometrach zaczęła się miejscowość Wiórek, a po niej Czapury. W okolicach tej drugiej rozbiłem namiot. Jutro na godzinę 12.00 zamierzam dotrzeć do mojego noclegu na terenie Poznania, do POSNANII przy ul. Wioślarskiej 72. Postaram się być punktualnie, bo to tam będzie na mnie czekać moja córeczka Zuzia. Przeszedłem 21 km, razem 548, zostało 260 km.

Dzień 30

Wieczorem zaczął padać deszcz, a w nocy przymroziło. Rano po przebudzeniu miałem spore problemy, żeby złożyć namiot ale jakoś się udało. Zacząłem marsz nad samym brzegiem Warty, ale szczerze mówiąc, to była udręką. Widziałem ogromne ilości śmieci wyrzucanych przez, niektórych mieszkańców. Do tego sporo ilość odpadów zielonych aż mnie odstraszała. W samym Poznaniu przykro się na to patrzyło. Gdzie jest Straż Miejska? To ona powinna zrobić z tym porządek. Na szczęście zmieniły się władze miasta. Może w końcu Poznań zbliży się do rzeki, która jest tak piękna. O godzinie 12.00 przybyłem na przystań KS POSNANIA. Udzieliłem wywiadów dla TVP i Telewizji Wielkopolska. Później długo oczekiwane spotkanie z rodziną. Wieczorem wrócę na przystań i będę spał w namiocie. Przeszedłem 12 km, razem 560, pozostało 248 km.

Dzień 31

Dzisiejsza noc będzie trzydziestą pierwszą, spędzoną w namiocie zimą. To taki mój malutki rekord. Jeśli chodzi o Poznań, to bardzo dziękuję wszystkim, którzy sprawili mi radość wczoraj i dziś. Kiedy przybyłem na Przystań KS POSNANIA, przywitał mnie Andrzej Kaleniewicz z Urzędu Marszałkowskiego. Również kilku poznaniaków przybyło osłodzić mi pobyt w stolicy Wielkopolski, przynosząc mi słodycze. Dzisiaj zostałem zaproszony przez grupę osób do zwiedzania Fort 4a. Wrażenia niesamowite. Miałem też okazję zjeść z nimi śniadanie i wysłuchać opowiadań na temat tego miejsca. Bardzo kibicuję ich planom, by obok fortu zbudowano marinę, bo w Poznaniu brakuje takiego obiektu. Dopiero po tych wszystkich atrakcjach, ruszyłem w dalszą drogę. O tym, jak trudno jest iść brzegiem rzeki, mogła się przekonać redaktorka Polskiego Radio, która robiła ze mną wywiad. W Czerwonaku wyszedłem na drogę, ale trzy kilometry dalej szedłem już tylko brzegiem rzeki. W miejscowości Owińska znalazłem pozostałości cmentarza. Przybrzeżny las również robił wrażenie. Jest bardzo naturalny, bo nikt nie usuwa poprzewracanych drzew. Ma to swój urok. W Bolechowie zmieniłem brzeg rzeki i dalej podążam lewą stroną. Kolejny raz przebiłem koło, które wymieniłem na zapasowe. Jutro, jak dojdę do Obornik, poszukam wulkanizacji.
Dzisiaj byłem rozkojarzony po spotkaniu z rodziną. Dziękuję, że Wy wszyscy mnie wspieracie. Pozdrawiam moje rodzinne miasto Nakło nad Notecią, za którym już tęsknię. Przeszedłem 19 km, razem 579 km, a do mety pozostało 229 km.

Dzień 32

Dzisiejszą wędrówkę zacząłem o 7.30. Mam za sobą dość ciężką noc, bo co chwilę budził mnie trzask łamanych gałęzi w okolicach namiotu. Próby marszu przy brzegu spełzły na niczym. Niestety nie mogłem tamtędy przejść i posiłkowałem się drogą leśną. Warta na odcinku do Obornik jest bardzo urokliwa, bo wzdłuż rzeki rośnie las. Do Obornik doszedłem już około godziny 13.00. Namiot rozbiłem na Pole namiotowe Przystań Kowale, gdzie mnie powitano i ugoszczono. Dziękuję gospodarzom. Udzieliłem też kilku wywiadów dla lokalnych mediów, a także dla Kuriera Nakielskiego.
Przypadkowo na tej przystani przebywał też Jacek Skorupski, który dowodzi grupą Mariniarze, opiekującą się Fortem 4a w Poznaniu. Dalszą relację z pobytu w Obornikach napiszę jutro. Jutro również zamierzam dojść do Obrzycka. Przeszedłem 18 km, razem 597, pozostało 211 km.

Dzień 33

Wczoraj zostałem bardzo miło przyjęty i ugoszczony przez właścicieli Pole namiotowe Przystań Kowale w Obornikach. Serdecznie za tą gościnę dziękuję. Jeszcze wieczorem zapraszali mnie do siebie do ich domu, ale nie skorzystałem, bo byłem za bardzo zmęczony. Wstałem o 5.00 rano, by o 6.15 opuścić przystań. Wyszedłem celowo tak wcześnie, żeby dzisiaj dotrzeć do Obrzycka. Trasy nie miałem zbyt wymagającej, gdyż niedaleko Warty biegnie leśna droga. Nad samym brzegiem i tak nie dałbym rady przejść, bo wysoka skarpa skutecznie to uniemożliwia. Po drodze natrafiłem na ruiny młyna. Bardzo malownicze. Szkoda tylko, że zgodnie z informacją na tabliczce, przeznaczony jest do rozbiórki.
Postaram się później wystawić kilka zdjęć z sesji fotograficznej, jaką tam zrobiłem. W Brączewie, moją uwagę przykuł nieczynny wiadukt kolejowy, biegnący nad Wartą. Oczywiście ludzie, pomimo niebezpieczeństwa, i tak przechodzą tamtędy na drugi brzeg. W Obrzycku znalazłem również ciekawe miejsce do fotografowania. Z prawej strony rzeki w oczy rzuca się zamek.
O godz. 18.00 mam spotkanie w bibliotece z mieszkańcami Obrzycka, zainteresowanymi moją wyprawą. O tym wydarzeniu opowiem jutro. Przeszedłem 25 km, razem 622 km, a pozostało 186 km.

Dzień 34

Wczoraj o 18.00 spotkałem się w Obrzycku z mieszkańcami w Bibliotece Miejskiej. Przyszło kilkanaście osób. W bardzo miłej atmosferze, opowiedziałem o mojej wyprawie. Dziękuję wszystkim za przybycie, nie mogę jednak wystawić zdjęć ze spotkania, ponieważ jeszcze do mnie nie dotarły. Dziś wstałem o godz. 5.00, by dojść na 10.00 do Wronek, gdzie umówiono mnie w Urzędzie Miasta. Wychodząc z namiotu, okazało się, że leży pięciocentymetrowa warstwa śniegu. Podziękowałem właścicielom posesji i ruszyłem w drogę. Na szczęście był mróz i śnieg nie kleił się do kółek. Brakowało tylko słońca. Przed Wronkami zatrzymała mnie Policja, uznając za włóczęgę. Po spisaniu danych, odjechali. W samej miejscowości zostałem rozpoznany przez dwie osoby, a jedna zrobiła mi zdjęcie.
W Urzędzie Miasta we Wronkach przyjęto mnie bardzo życzliwie. Obecny na spotkaniu był burmistrz i kilku dziennikarzy. Dostałem w prezencie miód z lokalnej pasieki. Spróbuję go, jak wrócę do domu, gdyż wszystkie upominki zostaną mi przesłane pocztą, bym nie musiał ich dźwigać. Bardzo dziękuję za zaproszenie. Później jeden z mieszkańców odprowadził mnie do granic miasta i poszedłem dalej.
Pogoda nie sprzyjała fotografii, a szkoda, bo tereny nadwarciański na tym odcinku są przepiękne. Wszedłem w końcu na teren Puszczy Noteckiej. Jutro wstanę jeszcze wcześniej, ponieważ zamierzam dojść do Międzychodu, gdzie mam załatwiony nocleg na przystani. Przeszedłem 26 km, razem 648, pozostało 160 km”

Dzień 35

Dzisiejszy dzień zacząłem pobudką o 4.30, by parę minut później być już na trasie. O godzinie 9.00 doszedłem do Sierakowa, gdzie Pan Grzegorz Borowski, właściciel przystani w Chorzępowie, zaprosił mnie na obiad, robiąc mi przy okazji kilka zdjęć. Idąc dalej, często zagłębiam się w Puszczę Notecką, która jest kompleksem leśnym, rozciągającym się pomiędzy Notecią a Wartą. Po kilku dniach marszu pokażę Wam zdjęcia tego terenu w osobnym poście.
Okoliczne jeziora rynnowe, spływające do Warty, stanowią dla mnie nie lada przeszkodę. Często muszę się posiłkować drogami, ale wszystkie te utrudnienia wynagradza mi iście zimowy krajobraz. O godz. 13.00 dotarłem do Chorzępowa na proszony obiad. Pan Grzegorz był tak miły, że pomógł mi również naprawić koło zapasowe. Serdecznie dziękuję za pomoc i gościnę.
W miejscowości Nowy Zatom natrafiłem na cmentarz poewangelicki. (zdjęcia przedstawię później) W tej samej wsi skorzystałem z promu rzecznego i przeprawiłem się na drugi brzeg, gdzie niemal po zmroku dotarłem na przystań w Międzychodzie. Od jutra zaczynam spowalniać marsz, gdyż coraz częściej łapią mnie skurcze i powoli zaczynam odczuwać zmęczenie. Przeszedłem 24 km, razem 672 km, a pozostało 135 km.

Dzień 36

Wczoraj wieczorem udzieliłem wywiadu dla jednego z lokalnych mediów. Odwiedzali mnie również mieszkańcy, chcąc mnie poznać. O godz. 9.00 rano w Międzychodzie odbyła się prelekcja na temat mojej wyprawy. Zostałem poproszony o jej prowadzenie przez Urząd Miasta. Pokazałem uczniom gimnazjum swój wózek z ekwipunkiem. Spotkanie trwało około godziny. Była również obecna TV Wielkopolska.
Później wróciłem na chwilę na marinę, by pożegnać się z Prezesem Stowarzyszenia Wodniaków, zajmujących się przystanią. Prezes poinstruował mnie, którym brzegiem mam dalej iść. Zrobiłem tak, jak mówił. Szedłem lewą stroną i faktycznie trasa nie była zbyt wymagająca.
Za ugoszczenie w Międzychodzie serdecznie dziękuję. W miejscowości Korbielewo, szukając sklepu, zaczepiła mnie pewna pani, proponując mi ciepłą herbatę. Po kilkunastu minutach poszedłem dalej, ale dziękuję za zainteresowanie się moją osobą.
Przeszedłem 19 km, nie będąc w zbyt dobrej formie. Meta jednak zbliża się nieubłaganie. W piątek za tydzień nastąpi koniec wyprawy Warta 2015. Mam już za sobą 691 km, a pozostało 117 km.

Dzień 37

Nie wiem dokładnie, czy dziś rano, czy wczoraj popołudniu opuściłem Wielkopolskę i wędruję na terenie województwa lubuskiego. Z Wielkopolski zapamiętam poznanych WODNIAKÓW, którym Warta nie jest obojętna, a także bezinteresowną pomoc ludzi, napotkanych na mojej drodze oraz piękno rzeki. Osobiście nie mogę się doczekać Santoka, gdzie Noteć wpływa do Warty. To właśnie w tym miejscu kończyłem w zeszłym roku wyprawę NOTEĆ 2014.
Moje samopoczucie jest zgoła inne wczoraj. Czuję się dużo lepiej, choć nie idealnie. Idąc wałami przeciwpowodziowymi, droga nie była zbyt uciążliwa. Mogę jedynie ponarzekać na pogodę. Do południa wiał silny wiatr prosto w twarz, potęgując zimno, a w drugiej połowie dnia zaczął padać deszcz.
W Skwierzynie zaopatrzyłem się w prowiant na weekend. Idąc, zauważyłem bobra, który, gdy tylko mnie zobaczył, wskoczył do małego stawu, rozbijając głową taflę lodu. Było to zabawne, gdyż nieco dalej miał swobodny dostęp do wody. Namiot rozbiłem niedaleko Skwierzyny. Wózek dzielnie pokonuje kolejne kilometry.
Czuję, że moje nogi są wyjątkowo silne, bo podciągnięcie wózka pod wał przeciwpowodziowy nie stanowi dla mnie żadnego problemu, a na początku wyprawy było to nie lada wyzwaniem. Przeszedłem 19 km, razem 710 km, pozostało 98 km.

Dzień 38

Dzisiejszy dzień zacząłem dość wcześnie, by jak najszybciej dotrzeć do Santoka. Droga nie była wymagająca, gdyż większą część dnia szedłem wałem przeciwpowodziowym. Doskwierał jedynie wiatr, wiejący mi prosto w twarz. Od czasu do czasu popadywał także śnieg. Warunki do robienia zdjęć zdawały się być dobre. Pierwszy raz widziałem na rzece tak duże fale. Po śniegu nie ma już śladu. O godz. 14.00 doszedłem do miejsca, gdzie Noteć wpływa do Warty.
Aby wejść do Santoka, trzeba przejść przez most nad Notecią, a później kierować się jej prawym brzegiem do budynku Urzędu Gminy. To tam po 23 dniach wędrówki, 24 stycznia 2014 roku zakończyłem wyprawę NOTEĆ 2014. To właśnie przed tym budynkiem w Santoku, czekała na mnie delegacja z Nakła nad Notecią, by pogratulować mi sukcesu. Po zrobieniu tam kilku zdjęć, ruszyłem dalej, by poza tą miejscowością rozbić obóz. Przeszedłem 24 km, razem 734 km, a pozostało 74 km
.

Dzień 39

W nocy musiało padać, gdyż namiot był cały mokry z zewnątrz. Spałem tak twardo, że nic nie słyszałem. Do samego Gorzowa Wlkp. wzdłuż Warty biegła ścieżka rowerowa, więc droga nie wymagała zbyt dużego nakładu sił.  Przed Gorzowem zatrzymał mnie pewien Pan, który rozpoznał mnie z telewizji i zaprosił na herbatę. Skorzystałem z okazji, mając trochę czasu. Pan ten nie mógł nadziwić się mojej determinacji w dążeniu do założonego celu. Pozdrawiam go serdecznie i dziękuję za herbatę. W mieście czekała na mnie delegacja harcerzy. Dostałem pamiątkowy dyplom i ciasto na osłodę dalszej wędrówki. Dziękuję.
ZHP Gorzów Wlkp. pamiętam z poprzedniej wyprawy wzdłuż Noteci. Przyjechali do Santoka na zakończenie.
W Gorzowie jest piękny bulwar nad Wartą i Pomnik Pawła Zacharka, który przez 20 lat woził mieszkańców między dwoma brzegami rzeki. Za tą miejscowością wszedłem na wały przeciwpowodziowe i ruszyłem dalej. Po kilku kilometrach rozbiłem namiot w zacisznym miejscu. Przeszedłem dziś 22 km, razem mam ich za sobą 756, a do końca zostało 52 km”.

Dzień 40

„Serdecznie informuję, że WYPRAWA WARTA 2015 dobiegnie końca w najbliższy czwartek. Dlatego też, zapraszam wszystkich chętnych 12 lutego 2015 roku o godz. 16.00, na Przystań w Nakle nad Notecią na symboliczne zakończenie mojej wyprawy. Dziś, po dość łatwym terenowo dniu, zostało mi jedynie 30 km. Jutro wejdę na teren Parku Narodowego Ujście Warty. Jest to wyjątkowy obszar, bezludna okolica z prawdziwym królestwem ptaków, reprezentowanych przez 250 gatunków.Różnice w poziomie wody mogą dochodzić tu do 4 metrów.
Obozowisko rozbiłem w odległości ok. 2 km od miejscowości Świerkocin. Przeszedłem 22 km, razem 778, pozostało 30 km.”

Powitajmy Macieja Boinskiego w Nakle nad Notecią

12 lutego 2015 roku na Przystani Powiat Nakielski będzie miało miejsce powitanie Pana Macieja Boinskiego, który dokonał niecodziennego wyczynu. Przeszedł wzdłuż rzeki Warty, od jej źródła do ujścia. Wyruszył 2 stycznia 2015 roku, a zakończy wyprawę 12 lutego 2015 roku. Pasję Pana Macieja  i determinację w dążeniu do celu obserwowaliśmy już  w ubiegłym roku, kiedy to przeszedł wzdłuż rzeki Noteć. Obie wyprawy były o tyle trudne, że odbywały się w zimowej scenerii. Podczas wędrówki Pan Maciej wykonał wiele ciekawych zdjęć, które przybliżą wyjątkową faunę i florę polskich rzek.

Wszystkich, którzy chcieliby przywitać naszego podróżnika, zapraszamy w czwartek, 12 lutego 2015 roku o godz. 16.00 na Przystań Powiat Nakielski.

Dzień 41

Dzisiejszy dzień był jednym z najpiękniejszych podczas tej wyprawy. Pogoda niezbyt ciekawa, bo przy słabej widoczności trudno o dobre zdjęcia. Jedyny plus, to brak opadów. Kiedy przekroczyłem granicę Parku Narodowego Ujście Warty, nie mogłem się napatrzeć na piękno obecnych tutaj rozlewisk. Każdy kawałek tego terenu jest inny i na każdym można spotkać inne zwierzę.
Widziałem dzisiaj przynajmniej dwadzieścia dzików, kilka saren i bobrów, a nie sprzyja temu ciągnięty za sobą i furkoczący wózek. Niezliczone ilości ptactwa również dawały o sobie znać, wydając przeróżne dźwięki. Zachęcam do odwiedzenia tego miejsca.. Gdybym chciał sfotografować wszystko to, co było ciekawe, musiałbym spędzić tu jeszcze ze dwa dni. Ciekawą otoczkę tworzy historia Olendrów, mieszkających tutaj w latach 1767-1782. Do dzisiaj zostały po nich przyziemne ruiny na charakterystycznym wzniesieniu i pozostałości sadów. Jedno ze zdjęć przedstawia resztki cegieł porozrzucanych po ziemi. To właśnie tutaj spotkałem najwięcej dzików. Dlatego, że w miejscach, gdzie kiedyś były ogródki jest dużo cebulek kwiatów.
Moją wędrówkę po Parku odbyłem Lolderem Północnym. Co ciekawe, wody Warty są wyżej niż lewy brzeg, powodując ,że tworzą się ogromne rozlewiska.
Na jutro pozostały mi 3 km i będę cieszył się z sukcesu, czekając na upragniony transport do Nakła nad Notecią. Jeszcze raz zapraszam na Przystań Powiat Nakielski na godz. 16.00. Przeszedłem 27 km, razem 805 km, pozostały 3 km.”

Dzień 42

Maciej Boinski dotarł do celu

Dzisiaj, 12 lutego 2015 roku około godz. 10:00 po przejściu ostatnich 3 kilometrów Maciej Boinski zakończył pieszą wyprawę wzdłuż Warty. Wyprawa rozpoczęła się w dniu 2 stycznia u źródła rzeki w Zawierciu, z zakończyła w Kostrzynie nad Odrą po przejściu 808 km. Szczegółowe informacje z przebiegu wyprawy podawaliśmy codziennie w naszym portalu. Poniżej prezentowane zdjęcia przedstawiają Macieja Boinskiego w miejscu gdzie Warta wpływa do Odry.

Przypominamy, że dzisiaj 12 lutego 2015 roku na przystani wodnej w Nakle nad Notecią o godz. 16:00 nastąpi przywitanie naszego podróżnika. Wszystkich zainteresowanych serdecznie zapraszamy.

tekst: Tadeusz Sobol

zdjęcia: Zbigniew Kubisz

Dzień 42

Marsz na ostatnich trzech kilometrach przebiegł bez żadnych niespodzianek. Poranek powitał mnie pięknym wschodem słońca. Trasa nie była wymagająca. Blisko godziny 10.00 doszedłem do punktu 0, gdzie Warta wpływa do Odry. Tam czekał już na mnie transport do Nakła nad Notecią. O godz.  15.00 spotkałem się z Burmistrzem Krzysztofem Błońskim w Urzędzie Miasta i Gminy Nakło nad Notecią. Natomiast o godz. 16.00 spotkałem się z rodziną, mieszkańcami oraz włodarzami Starostwa Powiatowego w Nakle nad Notecią na nakielskiej przystani. O szczegółach tych spotkań opowiem jutro. Przeszedłem 3 km, razem 808 km. KONIEC WYPRAWY

Powitanie Macieja Boinskiego w Nakle nad Notecią

Jak już pisaliśmy dzisiaj, Maciej Boinski około godz. 10:00 zakończył pieszą wędrówkę wzdłuż Warty. Wędrówkę rozpoczął w dniu 2 stycznia br, a zakończył 12 lutego 2014 roku po 42 dniach marszu. Po powrocie do Nakła nad Notecią, najpierw został przyjęty przez Krzysztofa Błońskiego – Zastępcę Burmistrza Miasta i Gminy w Nakle nad Notecią, a następnie udał się na Przystań Wodną w Nakle nad Notecią, gdzie oczekiwała żona z córką i mama, koledzy z pracy oraz osoby, które doceniają jego pasję, wysiłek i dokonanie. W imieniu samorządu powiatowego i wszystkich obecnych Macieja Boinskiego powitał Andrzej Kinderman – Wicestarosta Nakielski. Podziękował za to, że promował Nakło nad Notecią, gminę, powiat nakielski oraz poinformował, że jest przygotowany materiał do wydania publikacji z wyprawy wzdłuż Noteci, która odbyła się w ubr. Maciej Boinski zabierając głos powiedział m.in. „Na swojej drodze spotkałam ludzi, którzy interesowali się moją wyprawą, wszyscy byli bardzo życzliwi. Utkwiły mi w pamięci szczególnie dwa przypadki. W pierwszym przypadku podczas deszczowego dnia grupa mieszkańców spod Działoszyna  na noc zabrała do siebie przemoczone moje ubrania i na drugi dzień przyniosła wysuszone. Innym razem na wale przeciwpowodziowym czekała na mnie starsza pani, która przyniosła mi gorącą herbatę…. Od poniedziałku idę do pracy, ale wcześniej muszę wyprawić urodziny córce, które przypadały pod moją nieobecność. Planuję o swoje wyprawie mówić na licznych spotkaniach z młodzieżą w szkołach. Wyprawa by nie doszła do skutku gdyby nie wsparcie sponsorów, samorządów, ludzi dobrego serca i Związku Miast i Gmin Nadnoteckich”. Oczywiście nie mogło zabraknąć pierwszych wywiadów dla mediów.

tekst i zdjęcia: Zbigniew Kubisz

Zobacz wywiad udzielony przez Macieja Boinskiego dla TV-Oborniki

Bardzo szeroko opisywaliśmy pieszą wędrówką Macieja Boinskiego wzdłuż Warty od źródła do ujścia. Wyprawa zainteresowały się media centralne i lokalne. Dzisiaj proponujemy do obejrzenia i wysłuchania wywiadu Macieja Boinskiego jakiego udzielił Piotrowi Pinczyńskiemu z Tv-Oborniki. Wystarczy kliknąć na poniższy link.

http://www.tv-oborniki.pl/

tekst: Tadeusz Sobol

Obejrzyj prezentację z wyprawy przygotowaną przez Macieja Boinskiego

Przez ponad czterdzieści dni na naszym portalu przekazywaliśmy relacje z pieszej wędrówki Macieja Boinskiego wzdłuż Warty od źródła do ujścia. Razem z relacjami zamieszczaliśmy po trzy – cztery zdjęcia dziennie, które przesyłał nam p. Maciej. Prezentowaliśmy również przez nas wykonane zdjęcia z 2 stycznia br. kiedy to rozpoczynała się wyprawa, podczas pobytu w Obornikach  oraz z dnia zakończenia w Kostrzynie nad Odrą i powitania w Nakle nad Notecią. Dzisiaj zachęcamy do obejrzenia przygotowanej prezentacji przez Macieja Boinskiego z całej wyprawy. Prezentacja

tekst: Tadeusz Sobol

zdjęcie: Zbigniew Kubisz

prezentacja: Maciej Boinski

KOLEJNA WYPRAWA – BRDA 2016

Za tydzień, czyli 1 lutego 2016 roku, ruszam na kolejną wyprawę, krótszą niż poprzednio, bo rzeka Brda ma 238km. Zamierzam ją przejść od źródeł do ujścia w około 2 tygodnie. Tym  razem będę szedł z samym plecakiem (bez wózka). Wszystkie noce zamierzam spać w namiocie. Niestety z formą u mnie słabo, ponieważ  nie przygotowywałem się kondycyjnie prawie wcale, poza dwoma dwudniowymi wypadami.

Maciej Boinski

Rozpoczynamy relacjonowanie kolejnej wyprawy Macieja Boinskiego wzdłuż rzeki Brda. Będziemy zamieszczać w tym miejscu przesłane relacje oraz zdjecia z wyprawy. Myślę, że Państwo będziecie śledzić  ja razem z nami.

tekst: Tadeusz Sobol

31 stycznia 2016r. Dzień zerowy – przygotowania

Jutro około godziny 9:00 rozpocznę wędrówkę od źródeł do ujścia rzeki Brdy. Cały ekwipunek będę niósł na plecach, dlatego jest ograniczony do minimum, tzn. lekki namiot, plastikowe sztućce, mały garnek i jedna mała butla gazowa. Śpiwór, niezmiennie mam ten sam. W skład prowiantu wchodzą: kilka czekolad, kanapek i 0,5 kg kiełbasy. Do pisia zabieram ze sobą dwa litry wody. Wyposażenie uzupełnia kilka baterii i power banków. Ciężki nóż wyprawowy zastąpi lekki scyzoryk. Obuwie: kalosze i buty trekingowe. Do robienia zdjęć zabieram jeden aparat i jeden do nagrywania filmów.

01 lutego 2016r. dzień pierwszy

Dziś o 7:00 rano na nakielskiej przystani spotkałem się ze Starostą Nakielskim Tomaszem Miłowskim, TVP Bydgoszcz i Radiem Nakło. Po krótkim pożegnaniu ruszyłem samochodem w kierunku źródeł rzeki Brdy. Warunki na drodze były zmienne. Pomiędzy Człuchowem, a Miastkiem padał śnieg i nawierzchnia drogi stała się śliska. Na miejsce dotarłem o godz. 10.00.
Rzeka Brda wypływa z Jeziora Smolnego małym strumykiem. Tutejsze tereny są przepiękne. Liczne jeziora, doliny i lasy mieszane tworzą cudowny krajobraz. Całe szczęście, że nie zabrałem ze sobą wózka, ponieważ nie miałbym szans przedostać się przez powalone drzewa. Ciężko było mi się przedzierać z plecakiem, a co dopiero z wózkiem. Brak przygotowania fizycznego dał się we znaki. Wypchany po brzegi plecak spowalnia marsz. Założyłem sobie, że aby pokonać dystans 238 km w 14 dni, muszę przejść 17 km dziennie.
Dzisiaj mam za sobą tylko 14 km. Namiot rozbiłem około godz. 16.00 w okolicy Trzyńca.

02 lutego 2016r. dzień drugi

Przez większość nocy padał deszcz. Na szczęście około godz. 5:00 przestało padać i silny wiatr wysuszył namiot. Marsz rozpocząłem o godz. 7.30. Już po paru minutach okazało się, że muszę zostawić brzeg rzeki, gdyż rosnący, gęsty las świerkowy uniemożliwia mi wędrówkę. Po powrocie nad samą rzekę, zaczął się jej bardzo malowniczy odcinek. Sporo powalonych drzew, porośniętych mchem toruje drogę płynącej wodzie, powodując jej lokalne spiętrzenia. W korycie rzeki zaczęła pojawiać się roślinność wodna.
Po drodze poprosiłem pewnego pana o wodę do picia. Dając mi ją, spytał czy ja naprawdę śpię w namiocie i kiedy przytaknąłem, wydawało mi się, że uznał mnie za dziwaka. Według przewodnika, z którego korzystam, w miejscowości Stara Brda Pilska, powinien być sklep obsługujący ,,do ostatniego klienta” . Sklep jest jednak od dwóch lat nieczynny, więc ów ostatni klient był już przede mną.
Namiot rozbiłem kilometr za miejscowością Nowa Brda, z pięknym widokiem na rzekę. Spróbuję w nocy poobserwować bobry. Na barkach mam spore zakwasy i do tego pęcherz na stopie. Dziś muszę przeprowadzić operację jego usunięcia. Przeszedłem 17 km, a pozostał 207 km.

03 lutego 2016r. dzień trzeci

Noc była podobna do poprzedniej. Padało. Tyle tylko, że zeszłej nocy padał deszcz, a tej dodatkowo grad. Nad ranem opady zanikły, a silny wiatr wysuszył namiot przed złożeniem. Wędrówkę rozpocząłem o 7.30. Brda staje się coraz szersza, ale niezmiennie jest bardzo czysta. Często widzę z drugiego brzegu mieniące się w wodzie muszelki. Zakrzaczony teren wzdłuż brzegu powoduje, że muszę przedzierać się przez gąszcz, i tak dziś, niemal spod nóg, wyskoczyły dziki. Nie wiem, kto bardziej się przestraszył, ale ja miałem serce w gardle.
Wiatr wiał przez cały dzień. Rzeka Modra, wpadając do Brdy, sprawiła, że ta nie była już tylko strumykiem tylko sporą rzeką. Po trzech dniach zrobiłem zakupy w miejscowości Przechlewo. Niedaleko tej wsi rozbiłem namiot, zaliczając dzisiaj 19 km. Razem przeszedłem 50 km, a pozostało 188 km.

04 lutego 201r. dzień czwarty

Tej nocy również padał deszcz. Przestało lać około 7:00. Pakowanie zajęło mi około godziny, więc marsz rozpocząłem około 8.00. Coraz trudniej było iść linią brzegową, gdyż uniemożliwiały mi to mokradła. Dopiero wycofując się na wysoki brzeg porośnięty lasem sosnowym, mogłem dojrzeć rzekę. Czasami jednak wysoka trzcina zasłaniała Brdę.

W ciągu dnia popadywał śnieg, który po kontakcie z glebą topniał. W miejscowości Płaszczyca kupiłem dwa pączki, bo dziś TŁUSTY CZWARTEK. W Cicholewach wszedłem na teren Zaborowskiego Parku Krajobrazowego. To właśnie w tym miejscu zaczyna się kompleks leśny Bory Tucholskie. Niedługo Brda wpłynie do Jeziora Charzykowskiego.
Obóz rozbiłem na wysokim brzegu. Mam piękny widok na Brdę. Niestety pól godziny siedziałem na drzewie, by wysłać zdjęcia. Udało się. Jutro muszę dojść do miejscowości Swornegacie, gdzie będę nocować na prywatnej posesji. Wszystko po to, żeby doładować baterie od telefonów i aparatów. Przeszedłem 19 km, razem 69 km, a pozostało 169 km.

05 lutego 2016r. dzień piąty

Dzisiejszej nocy, po raz pierwszy podczas tej wyprawy, termometr wskazywał temperaturę ujemną. Około 6.00 rano zaczął padać śnieg, ale kiedy zacząłem marsz już nie padało. Dość szybko doszedłem do Jeziora Charzykowskiego, do którego wpływa Brda. Szkoda, że nie byłem w stanie uwiecznić tego momentu, ale wysoka trzcina skutecznie mi to uniemożliwiła.
Opuszczając wspomniany akwen, rzeka wpływa do Jeziora Długiego, a następnie do Jeziora Karsińskiego. Te trzy jeziora są bardzo malownicze, ale tym dwóm pierwszym dodatkowego uroku dodaje wysoki brzeg.
W Swornegaciach zwiedziłem Kaszubski Dom Rękodzieła Ludowego. Później zameldowałem się we wcześniej umówionym gospodarstwie agroturystycznym. Noc oczywiście spędzę w namiocie, ale mam możliwość wykąpania się, podładowania telefonów i baterii do aparatów fotograficznych. Przeszedłem 19 km, razem 88 km, a pozostało 150 km

06 lutego 2016r. dzień szósty

Dzisiejszą relację zacznę o podziękowań. Bardzo dziękuję właścicielom agroturystyki BRZOZOWY ZAKĄTEK w Swornegaciach za udostępnienie pola namiotowego, dostępu do prądu i pomieszczenia sanitarnego na moje potrzeby. Właściciele, gdy dowiedzieli się o wyprawie, bezinteresownie ją wspomogli.
Wędrówkę zacząłem o 7.00. Rano była gęsta mgła. Ucieszyło mnie to, gdyż liczyłem na ciekawe kadry. Brda po odcinku 2 km wpada do Jeziora Małołąckiego, a później do Jeziora Łąckiego. Dość szybko doszedłem do miejscowości Drzewicz. To tu zaczyna się teren Parku Narodowego Bory Tucholskie. Rzeka Brda opuszcza Jezioro Łąckie i wpływa do Jeziora Dobrzk. Podobno jest to jedno z ładniejszych jezior na Pomorzu. Teraz już mogę to potwierdzić.
Wysokie skarpy porośnięte drzewami, sporo drzew powalonych do wody a to wszystko otulone mgłą, tworzy magiczny klimat. Idąc, doszedłem do wsi Mięcikał, gdzie zrobiłem zakupy. Potem ruszyłem w dalszą drogę. Kiedy Brda płynie swoim korytem, wydaje się jakby stała w miejscu. To efekt zapory, która znajduje się niżej w dole rzeki. Parę kilometrów dalej rozbiłem obozowisko. Przeszedłem 19 km, razem 107 km., pozostało 131 km.

07 lutego 2016r. dzień siódmy

Dzisiejszego dnia wędrówkę rozpocząłem o godz. 7.00. Godzinę zajęło mi dotarcie do Mylof, gdzie miałem do załatwienia prywatną sprawę, i której załatwić się nie dało. W tej miejscowości zaczyna się Wielki Kanał Brdy, biegnący równolegle do rzeki. Brda na tym odcinku się wije, co można zaobserwować z wysokich brzegów porośniętych lasem. Pogoda do robienia zdjęć była idealna. Cały dzień świeciło słońce.
Przed wsią Rytel, przeszedłem pod bardzo okazałym mostem kolejowym. W Rytlu znajduje się także deptak wzdłuż kanału. Często na trasie mijam pola biwakowe z toaletami i altankami. Dzisiaj trafiłem na swojej trasie pierwszych turystów, pewne starsze małżeństwo. Doszedłem do miejscowości Nadolna Karczma.
Mam nadzieję, że do końca wyprawy utrzyma się taka pogoda jak dziś, bo wówczas jest szansa na zrobienie mnóstwa ciekawych zdjęć. Przeszedłem 19 km, razem 126 km, a pozostało 112 km

08 lutego 2016r. dzień ósmy

Tej nocy budziłem się wielokrotnie. Być może spowodowane to było tym, że mam przewiane lewe oko. Sam nie wiem… W okolicy przez całą noc pohukiwała sowa. Pewnie nie odpowiadała jej moja obecność. Marsz rozpocząłem o 8.00. W miejscowości Woziwody wszedłem na ścieżkę przyrodniczą, która leży w części Rezerwatu Przyrody Dolina Rzeki Brdy. Spodobały mi się tam wyryte na głazach informacje dla turystów.
Od samego rana wędrówka nie szła tak, jak powinna. oko coraz bardziej łzawiło. podczas jednego z licznych w tym dniu przystanków, zostawiłem statyw. Kiedy zorientowałem się, że go nie mam, byłem już dobre 2 km dalej. Zostawiłem plecak w leśniczówce, którą mijałem po drodze i szybko po niego pobiegłem. Leśniczy rozpoznał mnie z telewizji. ten odcinek Brdy przypomina górski potok. Ma wartki nurt, w korycie leżą powalone drzewa, a płynie tworząc liczne zakola. Idąc dalej, postanowiłem jak najszybciej znaleźć miejsce na rozbicie obozu i zregenerować siły. Przeszedłem 15 km, razem 141 km, a pozostało ich 97.

09 lutego 2016r. dzień dziewiąty

Dzisiejsza noc jest kolejną, której nie mogę zaliczyć do udanych. Przewracałem się z boku na bok, a i oko dość mocno mnie bolało. O godz. 8.00, po złożeniu obozowiska, rozpocząłem wędrówkę. Wcześniej zostałem zaproszony do Dworku Wymysłowo i zameldowałem się tam około godziny 10.00. Dysponują tam przepięknymi wnętrzami, urządzonymi z gustem. Oprócz tego można skorzystać z basenu, jakuzzi i wielu innych atrakcji dostępnych dla gości. Właściciel oprowadził mnie po tamtejszym Muzeum Indian Ameryki Północnej im. Sat Okha, poświęconemu m.in. polskiemu Indianinowi, który był żołnierzem Armii Krajowej. Z resztą warto poczytać o Sat Okhu i bardziej zgłębić jego biografię. Serdecznie dziękuję właścicielom za gościnę.
Po drodze do Tucholi, gdzie miałem w planach zwiedzić Muzeum Borów Tucholskich, zobaczyłem jelenia z trzema łaniami. Patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, jednak, gdy próbowałem sięgnąć po aparat fotograficzny uciekł, a za nim łanie. Do muzeum dotarłem o 14.00. Można tam obejrzeć eksponaty związane z Tucholą i jej okolicami, a także uzyskać informacje o Borach Tucholskich.
Serdecznie dziękuję Starostwu Powiatowemu w Tucholi za trzymanie ręki na pulsie w razie, gdybym potrzebował pomocy. Dzisiaj przeszedłem 14 km, razem 155 km, do końca pozostało ich 83.

10 lutego 2016r. dzień dziesiąty

Noc minęła spokojnie. Oko już nie pulsowało, a jedyne co mnie obudziło to własne chrapanie. Nie spadła ani kropla deszczu, więc namiot składałem suchy. Wyruszyłem o godz. 7.00, a o godz. 8.00 dotarłem do miejscowości Świt. To właśnie od tego miejsca zaczyna się najtrudniejszy dla kajakarzy odcinek Brdy zwany Piekiełkiem. Na dnie leży sporo głazów, które ludzie spławiający drewno nazwali: Owczarz, Chudy, Kierda itd..
Rzeka wyraźnie przyspieszyła. Nurt stał się jeszcze bardziej wartki ten spektakl obserwowałem z wysokiego brzegu. Ciężko mi sobie wyobrazić, jak piekielnie trudno było flisakom spławiać tędy drewno. Kolejna miejscowość na mojej trasie to Piła Młyn. Ciekawostką jest to, że końcem XIX wieku próbowano tutaj wydobywać węgiel. Działały trzy szyby: Zofia, Buko i Olga.
Dalej rzeka już spowalnia. To efekt zbliżania się do Zalewu Koronowskiego. We wsi Gostycyn-Nogawica Brda do niego wpływa. Tu zaczyna się nowy etap mojej wędrówki i nowy odcinek rzeki. Od razu zmienił się krajobraz. Brzegi zaczęły być już dużo niższe, ale tereny są nadal malownicze. Kilka kilometrów dalej, wartki nurt stał się praktycznie niewidoczny. Zatoki zalewu są nadal pokryte lodem, choć jego warstwa jest bardzo cienka.
Rozbiłem namiot w okolicy mostu kolejowego, nieczynnej linii kolejowej Pruszcz-Terespol. Czuję się wyjątkowo dobrze. Ból oka prawie minął, a z dnia na dzień mam coraz więcej siły. Nie mam już problemu z dźwiganiem ciężkiego plecaka. Niestety do końca pozostało tylko 65 km. Dzisiaj przeszedłem ich 18.

11 lutego 2016r. dzień jedenasty

Noc była bezdeszczowa. Marsz rozpocząłem już o 6.00 rano. Cel miałem jeden – zostawić dziś za sobą Koronowo. Wymagało to sporego nakładu sił, bo należało przejść 22 km długości rzeki i kilka dodatkowych, by obejść Zalew Koronowski. Wybrałem trasę przez Nowy Jasieniec.
Zanim jednak wyruszyłem, zjadłem ostatnie dwie kanapki z serem, a właściwie to chleb z serem bez masła, ponieważ szkoda byłoby je nosić, a ja zdążyłem się już od masła odzwyczaić. Z prowiantu zastała mi jedna tabliczka czekolady. Pierwszą miejscowością na mojej trasie była Sokole-Kuźnica. Wszystkie tamtejsze ośrodki wczasowe są oczywiście zamknięte. W końcu mamy zimę.
Parę kilometrów dalej zrobiłem sobie przerwę. Podczas postoju zjadłem połowę czekolady i ruszyłem w dalszą wędrówkę. Teren wzdłuż zalewu okazał się niezbyt wymagający, gdyż przeważnie biegną tam jakieś ścieżki. Po drodze zatrzymał mnie pewien mężczyzna, pytając dokąd idę? Odpowiedziałem mu, że wędruję od źródeł do ujścia Brdy. Spytał, czy nie szkoda mi nóg? Powiedziałem mu, że nie i poszedłem dalej. Brak mi słów…
W Nowym Jasieńcu zrobiłem kolejną przerwę. Zjadłem resztę czekolady i popiłem wodą. Myślałem, że po drodze trafię jakiś sklep, ale niestety żadnego sklepu nie było. Wówczas do Koronowa zostało jakieś 5 km. Im bliżej tej miejscowości, to na drugim brzegu pojawiało się coraz więcej domków letniskowych.
Dochodząc do Wilczego Gardła, byłem wyczerpany. Kilometr dalej, w Koronowie, trafiłem na sklep i kupiłem sobie pączka i sok, a w mieście pizzę. Najadłem się i odzyskałem humor. Później pospiesznie szukałem miejsca na rozbicie namiotu. Udało się to i mogę spokojnie przespać noc.

To był ciężki dzień. Zakończenie wyprawy ustalam na niedzielę 14 lutego, na godzinę 11.00 przy Brdyujściu. W nocy z soboty na niedzielę zamierzam fotografować Brdę w Bydgoszczy. Przeszedłem 22 km, razem 195 km, a pozostały 43 km.

12 lutego 2016r. dzień dwunasty

W nocy trochę popadało,ale do rana namiot miałem suchy. Na śniadanie zjadłem dwie kanapki, popiłem herbatą, a na koniec zjadłem jeszcze banana. Po posiłku złożyłem namiot i ruszyłem w drogę. Wędrówkę rozpocząłem o godz. 8.00. Idąc, po drodze kupiłem sobie pączka w pobliskim sklepie. O godz. 9.30, w miejscu, gdzie Kanał Lateralny wpływa do Brdy, udzieliłem wywiadu dla stacji radiowej Radio PiK , a także dla Gazety Pomorskiej. Przypomnę, że codziennie łączę się również z Radio Nakło. Po wywiadzie ruszyłem dalej. W stronę Bożenkowa Brda ponownie jest ściśnięta w dolinie i płynie wartkim nurtem. Jednak z biegiem czasu spowalnia, wpływając do wąskiego, niemal jak sama Brda, Jeziora Tryszczyn.
Dzisiaj odczuwam wczorajszy maraton. Nogi już nie tak chętnie idą do przodu. Z tego powodu robiłem dzisiaj częstsze przerwy. W planach nie mam gonitwy do celu, bo na pewno w niedzielę o 11.00 stawię się na Brdyujściu.
Rzeka przez cały czas jest bardzo czysta. Obawiałem się, że zbliżając się do Bydgoszczy może to ulec zmianie, ale jednak się myliłem. Obozowisko rozbiłem kilometr od mostu drogowego drogi nr 244. Przeszedłem 17 km, razem 212 i pozostało ich do końca 26.
Jutro zamierzam przejść odcinek trasy, a później odpocząć, by znów ruszyć w drogę nocą, robiąc przy tym zdjęcia Brdy. Na niedzielę pozostanie odcinek do Wisły.

13 lutego 2016r. dzień trzynasty

Pisząc tą relację, jestem już w Bydgoszczy. Niestety nie udało mi się przespać w ciągu dnia. Teraz siedzę na ławce nad Brdą i czekam aż się ściemni, by móc sfotografować miasto nocą na tle rzeki. Ciekawe jest to, że Brda zwalnia swój nurt dopiero wtedy, gdy łączy się z Kanałem Bydgoskim. Do tego momentu, to ta sama dzika rzeka, jaka była w swym górnym biegu.
Jeśli chodzi o moje odżywianie, to zjadłem wszystko, co pozostało mi w plecaku ( jabłko, banan, chleb, serek topiony, tabliczkę czekolady, parówki i kabanosy). Plecak od razu stał się lżejszy. Do dzielnicy Opławiec, Brda i jej nadbrzeża są bardzo zaśmiecone. Przed węzłem zachodnim napotkałem sporo osób bezdomnych, pod wpływem alkoholu, typowy margines społeczny.
Później jednak zaczyna się Bydgoszcz, która zintegrowała się z rzeką. Po drodze mijałem tramwaj wodny, nowe deptaki, skwery i perełkę – Wyspę Młyńską. Postaram się dzisiejszej nocy uwiecznić na fotografiach wszystkie te miejsca, które cieszą oko. Ile kilometrów pozostało do końca?
– Parę Emotikon wink
Gdzie rozbiję namiot?
– Nie wiem.
Jedyne co mogę w tej chwili powiedzieć to…

DO ZOBACZENIA JUTRO O 11.00 NA BRDYUJŚCIU!

14 lutego 2016r. dzień czternasty i ostatni

Kolejnym, może trochę szalonym miejscem, gdzie rozbiłem namiot na tą ostatnią noc podczas WYPRAWY BRDA 2016, był gmach TVP BYDGOSZCZ. Miałem pewność, że będzie bezpiecznie. Rano wstałem o 7.30, a o godzinie 8:00 zacząłem wędrówkę w stronę Brdyujścia. Miałem do przebycia 7 km. Na metę przybyłem z pięciominutowym opóźnieniem.
Dziękuję wszystkim tym, którzy zechcieli przybyć na finisz mojej wyprawy, a także osobom, które od samego początku wspierały moją inicjatywę. Przeszedłem 238 km.