Wyzwalanie Bydgoszczy i okolic w styczniu 1945 r. Zachować w pamięci!

Z historycznego punktu widzenia styczeń bydgoszczanom i mieszkańcom regionu kujawsko-pomorskiego najczęściej kojarzy się z dwoma ciągami zdarzeń sprzed ponad stu lat. Z powstaniem wielkopolskim z lat 1918–1919 i kulminacją walk powstańczych przypadających właśnie w tym miesiącu roku 1919 oraz ze styczniem 1920 r., kiedy nadeszła upragniona i długo wyczekiwana niepodległość. Dziś rzadziej wspominamy styczeń 1945 r., kiedy w regionie kończył się ponad pięcioletni okres tragicznej w skutkach okupacji hitlerowskiej. Rocznicowe święto dźwiga na sobie brzemię czasów komunistycznych. Wyzwoliciele – żołnierze Armii Czerwonej i ludowego Wojska Polskiego, niosąc wyzwolenie z kajdan jednego totalitaryzmu, oddali kraj w ręce kolejnego zbrodniczego systemu. Podejście takie, przynajmniej dla samego aktu wyzwolenia od faszyzmu, oceniam jako niesłuszne. Dla tych, co okupację przeżyli i doczekali się w zimowe, styczniowe dni 1945 r. wyzwolenia, były to chwile radosne i szczęśliwe. Odeszła ponura przeszłość, pierwszy powiew wolności dawał nadzieję na lepsze jutro, natomiast tego, co miało nastąpić jutro, raczej mało kto się spodziewał. Niestety, w te styczniowe dni, wielu było takich, dla których jutrzenka wolności, zanim na dobre zajaśniała, nagle gasła wraz z gasnącym życiem.
Kilka dni temu na Fb pojawił się wpis kustosz Muzeum Okręgowego im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy Anny Nadolskiej w serii „Kartka z kalendarza” przypominający wyzwolenie Bydgoszczy spod hitlerowskiej okupacji w dniu 24 stycznia 1945 r. (w literaturze rosyjskiej podawana jest nawet data 23 stycznia). Wspomniał o tym również niezawodny Mariusz Ręgiel swoim wpisem na forum „Zabujani w Bydgoszczy”. Choć gwoli prawdy trzeba podkreślić, iż data ta miała charakter czysto propagandowy, bo wyzwalanie miasta trwało jeszcze kilka kolejnych dni (ostatecznie zakończyło się 27 stycznia). Wpisem na Fb przypominającym tamte wydarzenia podzielił się także Krzysztof Drozdowski, m.in. autor publikacji opisującej walki Armii Czerwonej i ludowego Wojska Polskiego o Bydgoszcz. Książką, która równie dobrze dokumentuje styczniowe dni sprzed 76 lat, do której warto sięgnąć, zachęcam, jest pozycja zatytułowana „Bitwa o Bydgoszcz 1945. Walki, wspomnienia, relacje”, napisana pod red. Łukasza Nadolskiego, wydana zaś przez Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy w roku 2015.
Walki bezpośrednio w Bydgoszczy w styczniu 1945, choć trwały kilka dni, nie należały do ciężkich. Poważniejsze działania miały miejsce na południe i zachód od grodu nad Brdą. Pokuszę się o porównanie do przypadku pobliskiego Nakła, zdecydowanie mniejszego od Bydgoszczy. Miasto przez kilka dni zaciekle było bronione przed Sowietami, głównie przed nacierającym tutaj 9. Korpusem Pancernym Gwardii. Rosjanie skutecznie trzebieni byli na przedpolach miasta oraz na jego ulicach. W walkach tych Nakło odniosło proporcjonalnie większe straty aniżeli Bydgoszcz (fot. nr 1 i 2). Samo miasto (swoim położeniem zabezpieczało ważne przeprawy przez Noteć) i Kanał Bydgoski z jego przedłużeniem – Bydgoszczą, tworzyły główny rygiel blokujący i opóźniający działania Armii Czerwonej i Wojska Polskiego wchodzących w skład 1. Frontu Białoruskiego, w dalszym posuwaniu się w kierunku zachodnim, na Berlin, a przede wszystkim w kierunku północnym, w stronę Morza Bałtyckiego. To dzięki zdobyciu przyczółku pod Nakłem (dokładnie w Gorzeniu, gdzie opanowany przez Rosjan most na Kanale Bydgoskim wkrótce zawalił się pod ciężarem przejeżdżających czołgów) wojska radzieckie, 22 stycznia, rozpoczęły metodyczne wyzwalanie Bydgoszczy (trwało ono 5 kolejnych dni) oraz działania oczyszczające wokół samego miasta (fot. nr 3 i 4). Być może wejście Rosjan do Bydgoszczy przebiegłoby sprawniej, gdyby nie wysadzenie przez Niemców mostu na Noteci w Zamościu. W zaistniałych okolicznościach, aby zabezpieczyć swoje lewe skrzydło i tyły sił posuwających się na Bydgoszcz wzdłuż linii kolejowej i szosy Bydgoszcz–Piła, Rosjanie musieli stoczyć ciężkie walki w okolicach Ślesina, Trzeciewnicy i na północ od Nakła, na obszarze rozciągającym się po Mroczę i dalej aż do Więcborka. Szczególnie twardym orzechem do zgryzienia okazała się łotewska 15 Dywizja SS operująca tutaj od 22 stycznia. Obie strony – Sowieci i Łotysze – w walce, traktowali się bezpardonowo. Także jeńców obu stron najczęściej spotykał tragiczny los. O tym, jak intensywne i krwawe były to boje, do dziś świadczą licznie rozsiane w tych stronach zbiorowe mogiły żołnierzy Armii Czerwonej i zachowana w archiwach ewidencja mogił żołnierzy niemieckich (także łotewskich), których szczątki chowane są do dziś na kilkunastu specjalnych niemieckich wojskowych cmentarzach w Polsce. Z drugiej strony stosunek czerwonoarmistów do Łotyszy najlepiej obrazuje masakra tych drugich jaka dokonała się pod Sicienkiem, w Dąbrówce Nowej. Łotysze, mimo znaczących braków w wyposażeniu bojowym, stanowili formację niezwykle bitną oraz dobrze dowodzoną. Często okazywali się oni bezwzględni nie tylko w stosunku do żołnierzy przeciwnika, ale również wobec ludności cywilnej (fot. 5 i 6).
W nocy z 25 na 26 stycznia 1945, tuż za rogatkami Więcborka, w lesie przy szosie biegnącej w stronę Runowa Krajeńskiego (a tak na marginesie, majątek ziemski w Runowie należał do niemieckiej rodziny Bethmann Hollweg, z której to m.in. wywodził się Kanclerz Rzeszy Niemieckiej w latach 1909–1917 Theobald von Bethmann Hollweg), żołnierze wspomnianej już wyżej łotewskiej 15. Waffen-Grenadier-Dywision der SS „Lettland”, prawdopodobnie z 33. Grenadier-Regiment, którzy w tym regionie toczyli opóźniające boje z nacierającą Armią Czerwoną, rozstrzelali co najmniej 19 Polaków. Do dziś nie udało się ustalić pełnej imiennej listy tych ofiar, zresztą nie jedynych bezbronnych cywili zamordowanych przez Łotyszy i wojsko niemieckie w regionie. Znane są następujące nazwiska mordu mającego miejsce w lesie przy szosie do Runowa: Marian Bąk (ur. 1907), Jan Czarnecki (ur. 1911), Stanisław Dyczyński (ur. 1890), Wincenty Florczak (b.d.), Leon Kaczmarek (ur. 1885), Łucjan Kaczmarek (ur. 1920), Franciszek Kujawa (b.d.), Edmund Majewski (ur. 1914), Franciszek Szymański (ur. 1908) i Czesław Szymański (ur. 1921). Ranieni Józef Lamparski i Leszek Ligman podjęli skuteczną próbę ucieczki, co ocaliło im życie. Ostatnią ofiarą był Jan Gołąbek (ur. 1915). On również przeżył egzekucję, ale nie miał siły oddalić się z miejsca tragedii. Następnego dnia został dobity. Dwa tygodnie później, po ekshumacji, z pośród wydobytych ciał, nie udało się ustalić personaliów siedmiu młodych chłopców, którzy mogli liczyć nie więcej niż 12–17 lat. W zbiorowej mogile na mroteckim cmentarzu, gdzie spoczęło 18 zamordowanych (jedną z ofiar po ekshumacji zabrała rodzina), zamiast imion i nazwisk, wyryto tylko symboliczne „NN” (w zeznaniu świadka udzielonego w latach 70. ujawniono trzy przypuszczalne nazwiska – Kowalski, Milewicz, Mielewczyk, ale nie udało się ich potwierdzić w zachowanej niemieckiej dokumentacji). Zamordowani podlegali pod niemiecki obóz przesiedleńczy znajdujący się w Potulicach (Potulitz-Lebrechtsdorf) koło Nakła i tam byli zaewidencjonowani. W chwili aresztowania w styczniu 1945 r. mieszkali w Mroczy, przy ul. Łąkowej. Byli pracownikami miejscowego niemieckiego folwarku.
Dla Łotyszy nie miało większego znaczenia, kim byli zakładnicy. Także to, że część z nich była jeszcze dziećmi. Jednego z Polaków oskarżono o dezercję z Wehrmachtu i żadne tłumaczenia nie odniosły skutków. Dzięki mojej dawnej wychowawczyni ze szkoły podstawowej, kochanej i uwielbianej przez swoich podopiecznych Pani Irenie Budziak z d. Mathews (ur. 1947 r.), obecnie mieszkającej w Nakle, poznałem historię jej dziadka. Stanisław Dyczyński (fot. nr 7 i 8), bo o nim mowa, pochodził z Trzeciewnicy, gdzie wraz z żoną, do wybuchu wojny, prowadził gospodarstwo rolne. Okupanci przejęli jego majątek, mimo, że był bohaterem armii cesarskiej z czasów I wojny światowej. Jako adiutant niemieckiego oficera przysłużył się ratując mu życie, samemu tracąc w walce rękę. W okresie międzywojennym rodzina dawnego przełożonego utrzymywała z Dyczyńskimi przyjacielski kontakt. Niestety ta historia nie uchroniła go przed tragicznym losem dopełnionym w podwięcborskim lesie. Jego nazwisko wyryte jest pośród innych na tablicy upamiętniającej okrutny mord, umieszczonej w pobliżu miejsca kaźni na wielkim głazie. Obelisk stoi na rogatkach Więcborka, na rozdrożu szosy Mrocza-Więcbork i Więcbork-Runowo Krajeńskie (fot. nr 9). Na pamiątkowej tablicy jest kilka błędnych informacji, m.in. nazwisko Dyczyńskiego zapisano jako Dyszczyński. Również podana liczba 18 zamordowanych nie odpowiada prawdzie. Powinno być 19 ofiar. Także data rozstrzelania, 23 stycznia, jest nieprawidłowa.
Po latach, śledztwo w tej sprawie, podobnie zresztą jak w przypadku setek innych tego typu zdarzeń mających miejsce na Pomorzu w pierwszych miesiącach 1945 r., prowadziła Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Bydgoszczy. Później czynności śledcze wznowiła Komisja Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu z Gdańska, ale również bez skutku. Sprawców nie ustalono i nigdy nie uda się tego uczynić.
Mimo, że w samej Mroczy nie toczono walk ulicznych, ciężkie starcia miały miejsce w okolicy, to miasto dwukrotnie przechodziło z rąk do rąk (na jednej z załączonych ilustracji widać zniszczenia w obrębie Rynku – fot. nr 10). Gdy 23 stycznia do miasteczka weszły oddziały z łotewskiej dywizji SS, jak potwierdziły to późniejsze, powojenne zeznania świadków w osobach: Leszka Ligmana, Teodory Reiman, Zygmunta Reimana, Zofii Płotki, Feliksa Szwemina, Kazimiery Tomaszewskiej i Eleonory Bach, Łotysze aresztowali 21 zakładników z pośród robotników rolnych – mężczyzn i chłopców, natomiast kobiety z małymi dziećmi puszczono wolno. Jeszcze tego samego dnia zakładnicy odprowadzeni zostali do Więcborka i zamknięci w piwnicach kościoła pw. Wniebowzięcia NMP i Apostołów Szymona i Judy Tadeusza. To, co później z nimi się stało, opowiedział Feliks Szwemin, przypadkowy świadek egzekucji oraz Leszek Ligman, niedoszła ofiara mordu. Ważnym podkreślenia jest to, że Ligman i drugi z rannych w egzekucji Józef Lamparski, rankiem 26 stycznia odkryci zostali przez Niemkę mieszkającą w pobliskich zabudowaniach, opatrzeni i odwiezieni przez nią do więcborskiego szpitala, gdzie udzielono im dalszej pomocy. Dzięki temu przeżyli wojnę.
Przed laty zbierając materiały do książki o majątkach ziemskich w regionie nadnoteckim miałem okazję poznać Teresę Mikosz-Hintzke (ur. 1934 r.), Polkę mieszkającą w USA, autorkę wspomnień rodzinnych zatytułowanych „Six years’til spring. A Polish family’s odyssey”, wydanej w San Jose w 2000 r. Pani Teresa jest córką rotmistrza 3 szwadronu 16. Pułku Ułanów z Bydgoszczy Stanisława Mikosza (1904–1998) oraz Anny Reysowskiej (1908–2005), córki właściciela majątku w podnakielskim Chobielinie (obecnie jest to własność Europosła Radosława Sikorskiego). Za jej pośrednictwem udało mi się nawiązać kontakt z mieszkającym w Seattle Łotyszem Ēriksem Vinpilsem, byłym żołnierzem 34. Grenadier-Regiment łotewskiej dywizji SS, uczestnika walk na Pomorzu w styczniu 1945 r. (po wojnie w USA i Kanadzie zamieszkało wielu Łotyszy z łotewskiego legionu SS, regularnie organizowali kombatanckie spotkania, pisali pamiętniki, publikowali książki). Otrzymałem od niego kurtuazyjny list pisany ręcznie, do którego załączona była kartka (maszynopis) z kilkoma zdaniami opisującymi walki pod Mroczą i Złotowem, w których on sam uczestniczył, oraz niewielka paczuszka z kserowanymi kartkami książki autorstwa Artūrsa Mihailsa Silgailisa (1895–1997) zatytułowanej „Latvian Legion”, wydanej w San Jose w 1986 r. Książka opisywała historię łotewskiego legionu walczącego u boku nazistowskich Niemiec, w tym interesującej mnie łotewskiej 15 Dywizji SS. Autor książki był szefem sztabu inspektora generalnego Łotewskiego Legionu SS, a więc pochodził z najwyższego dowództwa. Opracowanie to powstało przede wszystkim w oparciu o zachowaną dokumentację wojskową wywiezioną za ocean i wspomnienia tych Łotyszy, którzy wojnę przeżyli i uniknęli sowieckich łagrów uciekając na Zachód.
Moją uwagę przykuły dwa wątki, jakie Ēriks Vinpils bardzo lakonicznie poruszył w maszynopisie. Pierwszym był krótki opis zaatakowania wczesnym popołudniem 26 stycznia przez radziecki zwiad grupy łotewskich żołnierzy, gdzieś w okolicach Drążna koło Mroczy (inna wersja tego zdarzenia mówi o wsi Konstantowo, kilka kilometrów na północ od miasta). W grupie tej znajdował się dowódca łotewskiej dywizji SS-Oberführer Herbert von Obwürzer, który zamierzał dotrzeć do sztabu 32. Grenadier-Regiment SS bijącego się w okolicach pobliskiego Samsieczna. W starciu tym Obwürzer zginął, a jego miejsce zajął SS-Oberführer Adolf Ax (fot. nr 6). Już tylko ten epizod pokazuje, jaką dynamiką i zaciętością charakteryzowały się walki pod Bydgoszczą.
Drugim z kolei poruszonym wątkiem były walki z polskimi żołnierzami toczone przez Łotyszy kilka dni później w okolicach leżącego nieco na zachód od Złotowa (niem. Flatow) miasteczka Jastrowie (niem. Jastrow), na przedpolu osławionego Wału Pomorskiego. Dziś żałuję, że autor nie podał więcej szczegółów, większej liczby faktów, nie pokusił się o szersze wspomnienia. Na mój list z prośbą o pełniejszą opowieść o walkach pomiędzy Jastrowiem a Lądkiem (niem. Landeck), w których uczestniczył, odpowiedzi już nigdy nie uzyskałem. A historia ta, szczególnie jednego epizodu, warta jest przypomnienia. Walki, jakie tam stoczono na przełomie stycznia i lutego 1945 r. łatwo jest skojarzyć ze słynnym mordem dokonanym na grupie kilkudziesięciu polskich żołnierzy we wsi Podgaje (niem. Flederborn) leżącej niedaleko Jastrowia. Zbrodnię tę obrazowo zilustrował w 1979 r. fabularnym dramatem wojennym zatytułowanym „Elegia” reżyser Paweł Komorowski. Polecam, warto film obejrzeć.
W PRL-owskiej wersji historii, co zresztą pokazano również w filmie, utrwalony został, jak się dziś wydaje, uproszczony obraz historii 37 polskich jeńców z 4 kompanii (dowodził nią ppor. Alfred Sofka) 2 batalionu 3 pułku piechoty 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki wziętych do niewoli 31 stycznia 1945 po kilkugodzinnym boju z przeważającymi siłami niemieckimi. Starcie miało miejsce pod wsią Podgaje. Polacy, bez przygotowania i rozpoznania terenu, wpadli w pułapkę. W walkach tych uczestniczyli Łotysze, także Niemcy i Holendrzy z innych formacji SS. Wzięci do niewoli byli przesłuchiwani, bici, wiązani drutem kolczastym, a na końcu spaleni żywcem w stodole. To wersja oficjalna, obowiązująca od dziesięcioleci. Za zbrodnię tę obwinia się głównie żołnierzy łotewskich z 34. Grenadier-Regiment, który jeszcze kilka dni wcześniej operował między Nakłem a Bydgoszczą. Blisko dekadę temu Juergen Fritz z Wielkiej Brytanii oraz Edward Anders ze Stanów Zjednoczonych, przy wsparciu m.in. pracowników zachodniopomorskiego IPN, wykorzystując wszelkie dostępne źródła zagraniczne oraz polskie, ustalili z dużym prawdopodobieństwem (wersja ta nadal pozostaje nieoficjalna), że siły wroga, w dwóch starciach z polskimi żołnierzami w okolicach wsi Podgaje, wzięły do niewoli około 250 polskich jeńców. Jeszcze na miejscu rozstrzelano 160–210 Polaków, zabierając ze sobą jedynie 37. Grupa ta w Podgajach, centralnym miejscu niemieckiej linii obrony w tym rejonie, była przesłuchiwana, bita, w kilku przypadkach jeńców nawet torturowano. Po próbie ucieczki (szczęście dopisało tylko dwóm polskim żołnierzom) 32 Polaków zostało rozstrzelanych najprawdopodobniej przez Holendrów służących w 48. SS-Freiwilligen-Panzergrenadier-Regiment „General Seyffard”, wspieranych przez Niemców z innych formacji. Łotysze prawdopodobnie w mordzie udziału nie brali, co oczywiście z winy ich w żadnym wypadku nie zwalnia. Stodoła, w której złożone były ofiary, rankiem 3 lutego 1945 r. zapaliła się i spłonęła w wyniku intensywnego bombardowania nieprzyjacielskich pozycji poprzedzającego szturm Polaków i Rosjan na wieś.
Hitlerowską zbrodnię w Podgajach dokonaną 31 stycznia i 1 lutego 1945 r. upamiętnia monumentalny pomnik oraz pamiątkowe tablice, które informują, że w miejscu tym zginęło lub zostało zamordowanych 258 polskich żołnierzy dywizji „kościuszkowskiej”.
Sławomir Łaniecki
Fotografie:
1. Zniszczenia centrum Nakła w styczniu 1945 r. (ze zbiorów Muzeum Ziemi Krajeńskiej via „Kronika nakielska”)
2. Mjr Piotr Iwanowicz Zamczałow, Bohater Związku Radzieckiego, jako pierwszy rosyjski oficer na czele swojego oddziału przedarł się do Nakła („Kronika nakielska”)
3. Żołnierze sowieckiego 2. Korpusu Kawalerii Gwardii witani przez Bydgoszczan (Arch. MOB via „Bitwa o Bydgoszcz 1945”)
4. Czołgi 1. Brygady Pancernej WP na ulicach Bydgoszczy (Arch. MOB via „Bitwa o Bydgoszcz 1945”)
5. Łotewscy żołnierze z 32. Regimentu SS w okolicach Mroczy w dniu 24 stycznia 1945 (fot. za A.M. Silgailisem)
6. SS-Oberführer Adolf Ax, od 26 stycznia dowódca łotewskiej 15 Dywizji SS (fot. za A.M. Silgailisem)
7. i 8. Stanisław Dyczyński w mundurze z czasów I wojny światowej i fotografia wykonana w czasach okupacji hitlerowskiej (z arch. rodzinnego Ireny Budziak)
9. Obelisk upamiętniający rozstrzelanie przez Łotyszy 19 Polaków (fot. z arch. UM w Więcborku)
10. Mrotecki Rynek wczesną wiosną 1945 r. Wyraźnie widać ślady styczniowych walk („Kronika nakielska”)
Zdjęcie wyróżniające: Zniszczenia centrum Nakła w styczniu 1945 r. (ze zbiorów Muzeum Ziemi Krajeńskiej via „Kronika nakielska”)