Felieton Radosława Sikorskiego dot. budowy gazociągu Nord Stream 2

Szanowni Państwo!
Niewiele jest kwestii w Polsce, w których wszystkie największe partie od lat się ze sobą zgadzają. Jedną z nich jest Nord Stream 2. Budowę gazociągu próbowały zatrzymać kolejne rządy i żadnemu się nie udało. Zamiast załamywać ręce, obrażać się na cały świat i grozić zrywaniem sojuszy, musimy z tej porażki wyciągnąć wnioski.
Zacznijmy jednak od kilku oczywistości.
Po pierwsze, Nord Stream 2 to projekt szkodliwy i groźny dla europejskiej solidarności energetycznej, dla bezpieczeństwa Europy Wschodniej, przede wszystkim dla Ukrainy, która nie ma umocowania w NATO ani w Unii Europejskiej. Możliwość „obejścia” Ukrainy w dostawach gazu do Europy daje Władimirowi Putinowi narzędzie nacisku na rząd w Kijowie. A im dalej Ukrainie do Europy i bliżej do Rosji, tym gorzej dla Polski. Mamy już w Mińsku polityka całkowicie skompromitowanego i zależnego od Putina. Należy zrobić wszystko, żeby Ukraina – zwłaszcza po rewolucji na kijowskim Majdanie prowadzonej pod sztandarami Unii Europejskiej – nie wpadła na powrót w orbitę Kremla.
Po drugie, losy Nord Stream 2 były, niestety, przesądzone od dawna, niezależnie od działań Waszyngtonu. Rząd Angeli Merkel konsekwentnie – wbrew naciskom innych partnerów, w tym instytucji unijnych – parł do jego ukończenia. Budowę kontynuowano, mimo sankcji nakładanych na firmy zaangażowane w prace, także przez całą kadencję prezydentury Donalda Trumpa. Gdy więc dziś usłyszą Państwo z prorządowych mediów, jak to skutecznie były amerykański prezydent bronił polskiej niezależności energetycznej, zróbcie to samo, co Mateusz Morawiecki, kiedy – co pokazują ujawniane maile Michała Dworczyka – to premierowi ktoś podał informację z TVP Info: poproście o inne źródło.
Po trzecie, niedawne porozumienie Waszyngtonu z Berlinem w sprawie gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy, pomocy finansowej i wsparcia w negocjacjach energetycznych z Moskwą jest warte tyle, ile Memorandum Budapeszteńskie z 1994 roku, które gwarantowało nienaruszalność granic Ukrainy w zamian za oddanie przez nią głowic atomowych. Zapisy są ogólne i nie istnieją żadne twarde mechanizmy ich egzekwowania.
Po czwarte, Stany Zjednoczone rezygnując z sankcji na firmy zaangażowane w budowę Nord Stream 2 nie kierowały się chęcią skrzywdzenia Polski czy Ukrainy. Kierowały się własnymi globalnymi interesami. A te zakładają pełną koncentrację na rywalizacji z Chinami i „skracanie frontu”, czyli wygaszanie sporów w innych regionach. Decyzja Joe Bidena jest z tego punktu widzenia zrozumiała, co nie znaczy, że jest dobra. Przypomina nam jednak o tym, że Amerykanie na swoje plany patrzą w skali całego świata, a opinia Polski nie jest w rozstrzygnięciach Waszyngtonu czynnikiem decydującym. Partii rządzącej powinno dać do myślenia, że nie jest roztropne stawianie wszystkich polskich żetonów na odległego sojusznika.
Jakie z tego wszystkiego płyną wnioski i jakie błędy popełniały kolejne polskie rządy?
Błędem pierwszym była decyzja rządu SLD w 2003 roku, który zgodził się na wykreślenie z umowy jamalskiej zapisu o budowie drugiej nitki Gazociągu Jamalskiego. Gdyby ta nitka powstała, budowa Nord Stream 2 byłaby dla Rosjan jeszcze mniej opłacalna. Jej opłacalność już teraz jest zresztą wątpliwa. Rosjanie po zainwestowaniu miliardów dolarów mają w tej chwili do dyspozycji gazociągi pozwalające na przesył znacznie większej ilości gazu niż są w stanie eksportować.
Błąd drugi popełnił pierwszy rząd PiS z lat 2005-07, który nie zdecydował się na dołączenie do projektu, gdy stało się jasne, że nie potrafimy go zatrzymać. Już w 2015 roku zwracałem uwagę, że mogliśmy uzyskać odnogę rurociągu po naszym terytorium. Ale urzędnika, który o tym napomknął, brutalnie usunięto. Oczywiście, porozumienie z Rosją i Niemcami nie byłoby w pełni satysfakcjonującym rozwiązaniem, bo w ten sposób legitymizowalibyśmy projekt, któremu byliśmy przeciwni. Ale w zamian mogliśmy uzyskać realne koncesje. Dziś zostaliśmy z niczym.
Wreszcie trzecią decyzję, która przyczyniła się do budowy Nord Stream 2 podjął rząd PO-PSL po tym, jak w 2013 roku powróciła kwestia budowy łącznika pomiędzy gazociągiem Jamalskim a rurociągami Drużba – tzw. Pieremyczki, która biegłaby na południe przez terytorium Polski pomijając Ukrainę. Odmówiliśmy argumentując, że uderzałoby to w interes Ukrainy. Ale znów, nasza solidarność nie przełożyła się na żadne korzyści, bo w wyniku decyzji Niemiec, po ukończeniu Nord Stream 2, bezpieczeństwo Ukrainy i tak ucierpi, a Polska nic nie zyska. Co więcej, odnoszę wrażenie, że Kijów jest nieświadomy tego, że polski rząd w imię lojalności wobec sojusznika zrezygnował z możliwości realizacji swoich interesów.
Co robić teraz?
Po pierwsze, decyzja Niemiec obniża ich wiarygodność w dyskusjach o europejskiej solidarności energetycznej. Należy o tym pamiętać, kiedy polskie władze będą podejmowały strategiczne decyzje w tej kwestii, na przykład decydując się na budowę elektrowni atomowej.
Po drugie, widzimy, że polityka szantażu moralnego oraz bezwzględna lojalność wobec naszych sojuszników – w tym wypadku Ukrainy – nie zawsze przynosi pozytywne skutki. Być może niekiedy rozsądniej jest postępować zgodnie ze starym powiedzeniem: “Jeśli nie możesz kogoś pokonać, powinieneś się do niego przyłączyć.”
Po trzecie, musimy być świadomi, że na sojuszu z Waszyngtonem nie zawsze możemy bezwzględnie polegać. Jako partner w tej relacji słabszy – pod względem demograficznym, militarnym, gospodarczym, itd. – powinniśmy zabiegać o europejską polisę ubezpieczeniową oraz pracować nad wzmocnieniem naszego głosu. To z kolei można robić prowadząc aktywną politykę zagraniczną, budując regionalne sojusze i wychodząc z własnymi inicjatywami. Takich działań Zjednoczona Prawica jednak nie podejmuje. W przypadku Nord Stream 2 nie usiłowano przekonać Demokratów zanim wygrali wybory i nie utworzono żadnej koalicji próbującej wywrzeć wpływ na USA i Niemcy. Nie twierdzę, że taka koalicja odniosłaby sukces. Istotne jest jednak to, że realnej próby nawet nie podjęto.
I trudno się dziwić, bo rząd zmierza w kierunku coraz większej izolacji, co widać w prorządowych mediach, które do listy wrogów Polski zapisują kolejne państwa i instytucje: Niemcy, Komisję Europejską, Trybunał Sprawiedliwości UE, Stany Zjednoczone, Francję, papieża Franciszka, Czechy…
Zostaliśmy przez ten rząd wpędzeni w cały szereg niepotrzebnych konfliktów. Konfliktów, które, jak do tej pory, nie przyniosły Polsce żadnych korzyści, które grożą nam realnymi stratami – jak zamrożenie unijnych pieniędzy – i z których rząd nie ma planu wyjścia. Bo trudno za „wyjście” uznać podpisywanie wspólnych deklaracji z antyunijnymi i prorosyjskimi partiami skrajnej prawicy.
Podpowiem coś politykom PiS-u oraz pracownikom PiS-owskich mediów, bo wiem, że regularnie czytają moje teksty: świat nie zmieni się od tego, że tak ogłoszą „Wiadomości” lub TVP Info. Żeby bronić polskich interesów trzeba mieć plan, zagranicznych partnerów oraz realne narzędzia w postaci dobrze przygotowanych ludzi i instytucji. Rząd Zjednoczonej Prawicy nie ma do dyspozycji niczego z tej listy.
A tymczasem sprawa Nord Stream 2 uczy nas jeszcze czegoś – politykę zagraniczną można wykpiwać jako niewiele znaczącą zabawę dyplomatów. Przychodzi jednak taki moment, kiedy skutki nieprzemyślanych działań dyplomatycznych stają się dla wszystkich widoczne. W takim momencie jesteśmy. Polityka moralnego szantażu, chciejstwa i propagandy imieniem “nieoddawania ani jednego guzika” właśnie poniosła kolejną spektakularną klęskę. Możemy z niej wyciągnąć wnioski albo wpakować się w następną.
Radosław Sikorski – EPP Group in the European Parliament