Ślady „Starej baśni” w Bydgoszczy i inne artystyczne ciekawostki

Pablo Picasso kiedyś rzekł: „Sztuka zmywa z duszy kurz codziennego życia”. Powiedział to z perspektywy artysty, ale uważam, że słowa te równie dobrze odnieść można do konsumentów sztuki, ludzi, którzy nie mają jeszcze świadomości swojego artystycznego talentu, ale ich dusze wyróżnia jedna z najwartościowszych cnót człowieka – wrażliwość. Temat „sztuka”, to temat rzeka, nawet, jeśli zawęzimy go tylko do „sztuki bydgoskiej”. Jak sztukę artystyczną (w tym przypadku mam na myśli dzieła sztuki ruchomej) powiążemy na przykład z filmem, który także jest formą sztuki, nurt rzeczny nadal będzie wartki, brzegi od siebie oddalone, więc wątków do dyskusji znajdziemy wiele.
Kilka dni temu na Facebooku pojawiło się ogłoszenie, które przykuło moją uwagę: „Drodzy Zabujani. Potrzebuję zakupić na pamiątkę prezent – obraz przedstawiający Bydgoszcz. Mogę liczyć na pomoc?” Dającemu ogłoszenie chodziło o obraz malowany, nie ważne jaką techniką, byle było to dzieło, które wyszło spod pędzla. Najlepiej jakiegoś bydgoskiego artysty, choć niekoniecznie, byle tematem dotyczyło naszego grodu. Zapytanie błyskawicznie doczekało się wskazówek podpostowych ze strony użytkowników grupy Zabujani w Bydgoszczy. Wymieniono liczne grono bydgoskich (i nie tylko bydgoskich) artystów. Pozwolę sobie przypomnieć wskazane nazwiska: Małgorzata Woźny, która przy okazji realizacji swojej pasji malarskiej prowadzi Pracownię Artystyczną GosiaArt; Anna Osińska – prezes Stowarzyszenia Działań Artystycznych ArtGallery (Stowarzyszenie prowadzi galerię autorską przy ul. Gdańskiej 42); Agnieszka Dębczyńska (prowadzi też artystyczny sklep internetowy); Jerzy Mikołajczak; Wioletta Kotwicka – KotwinkaArt mieszkającą obecnie w holenderskim Heemskerk; Jacek Jarętowski tworzący piękne akwarele; uznany toruński malarz Adam Papke, którego twórczość artystyczna często przypominana jest na bydgoskich forach, ostatnio wspominał go Marek Garuzel, a prace mistrza można znaleźć w najpopularniejszej w Bydgoszczy galerii artystycznej – Galerii Ewy Pankiewicz przy ul. Gdańskiej 17. Ja osobiście poleciłem Krzysztofa Kloskowskiego, którego uważam za świetnego bydgoskiego akwarelistę. Tworzy on również ciekawe dzieła na płótnie. W mojej skromnej, prywatnej kolekcji sztuki artystycznej posiadam dwie bydgoskie akwarele tego artysty, z których jestem szczególnie dumny. Pierwsza przedstawia fragment Collegium Copernicanum Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego (fot. nr 1), druga natomiast ukazuje fragment Brdy i ujścia Młynówki z zarysem obecnej katedry św. Marcina i Mikołaja wraz z młynem. Tę drugą namalował wzorując się na pochodzącym z końca XIX w. olejnym obrazie autorstwa Hermanna Schnee (1840–1926) (fot. nr 2). Oryginał znajduje się w zbiorach Muzeum Okręgowego im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy. Jako, że osoba Schnee wydaje mi się niezwykle ciekawa, pozwolę sobie już teraz zapowiedzieć w niedalekiej przyszłości post poświęcony artyście i jego rodzinie. A tak na marginesie, ciekawy jestem, z którego artysty ostatecznie skorzystał ogłoszeniodawca poszukujący na forum Zabujani w Bydgoszczy takiego oryginalnego prezentu?
Podczas pisania niniejszego postu naszła mnie refleksja. Pamiętam dokładnie pewne wydarzenie sprzed ponad trzydziestu lat, które dla mnie, tak dziś oceniam, w pewnym, nawet dość istotnym sensie, było przełomowe. Jest rok 1990, a ja, całkiem przypadkowo, któregoś letniego dnia znalazłem się w Kcyni, u kolegi. Tamtejszy Dom Kultury organizował zajęcia artystyczne dla dzieci i młodzieży połączone z wystawą już wykonanych prac, gdzie również przypadkowo miałem okazję zawitać. Gościem specjalnym tych zajęć/warsztatów była sędziwa, licząca podówczas ponad osiemdziesiąt wiosen, wybitna działaczka kultury i artystka ludowa, Klara Prillowa (1907–1991). Kompletnie nie znałem postaci. Zresztą twórczość ludowa była dla mnie wówczas również tematem odległym od zainteresowań przeciętnego, dorastającego nastolatka. Niemniej Pani Prillowa, swoją oryginalną aparycją wiekowej matrony w kolorowej chuście na głowie, w dziwnym, staromodnym stroju (dziś już wiem, że miała na sobie ubiór pałucki), swoją energią, gawędziarstwem i rzucającą się w oczy jasnością umysłu wywarła na mnie wielkie wrażenie. Nawet nie wiem, jak to się stało, że zacząłem z nią rozmawiać. I o dziwo, nie była to jakaś przelotna rozmówka, lecz artystka poświęciła mi więcej uwagi przekonując m.in., że każdy i w każdym wieku, może odkryć w sobie jakiś artystyczny talent i go rozwijać. Słowa te wówczas do mnie nie trafiały. Znaleźliśmy jednak wspólny temat – pogawędziliśmy o dawnych polskich Kresach, skąd pochodzi część mojej rodziny i, jak się dowiedziałem, również część rodziny Klary Prillowej (z domu nazywała się Gackowska). Opowiadałem historię rodzinną m.in. o moich dziadkach, Kresowiakach, pamiętam też, że artystka zwróciła uwagę na to, że mój dziadek był jej rówieśnikiem. Ku mojemu zaskoczeniu na pamiątkę spotkania i rozmowy dostałem od artystki glinianą, polichromowaną rzeźbę okropnie brzydkiej wiejskiej baby z przepasaną przez ramię chustą wypełnioną ziarnem, z gestem ręki jakby zaraz miała zacząć karmić kury. Przyjąłem dar, wszak starszej kobiecie nie wypadało odmówić. Postawiłem rzeźbę na szafce w swoim pokoju i nie zwracałem na nią większej uwagi do czasu, gdy rok później w lokalnych i regionalnych gazetach, które wpadły mi w ręce, przeczytałem nekrolog Klary Prillowej i artykuły przybliżające jej życie oraz dokonania. Wówczas poczułem coś na podobieństwo dumy, że posiadam pamiątkę po tak zacnej osobie. „Starą babę” mam do dzisiaj, choć nie wygląda już tak „ładnie” jak wtenczas, gdyż czas nieco dzieło „oprószył patyną” (Fot. nr 3). Dziś też rozumie, co mógł mieć na myśli wybitny amerykański pisarz, poeta i filozof Henry David Thoreau pisząc o sztuce, że „liczy się nie to, na co patrzysz, ale to, co widzisz”.
Myślę, że nie muszę Państwu zanadto przypominać, kim dla naszej regionalnej kultury była Klata Prillowa, rodowita Bydgoszczanka, która większość swojego życia związała z Kcynią i Pałukami. Z dzisiejszej perspektywy, patrząc na tamte spotkanie z Klarą Prillową, jestem całkowicie pewien, że ziarenko mojej wrażliwości na kulturę ludową oraz na szerzej pojmowaną sztukę, także na historię regionalną, szczególnie tę związaną z Pałukami i Krajną, zostało we mnie tego dnia zasiane, potem wykiełkowało i kwitnie do dzisiaj. Gdyby ktoś mnie o te sprawy zapytał teraz, to bez zastanowienia odpowiem, że kulturą, historią i sztuką interesuję się „od zawsze”. Zamiłowanie do historii zaszczepił mi dziadek, moim mentorem i pierwszym przewodnikiem po kulturze był Zygmunt Kornaszewski, wybitny działacz kulturalny dawnego województwa bydgoskiego, natomiast do miłości (zaznaczę, niestety, biernej miłości, bo sam niczego artystycznego nie tworzę) w kierunku sztuki pchnęła mnie Klara Prillowa.
Bydgoszcz, podobnie zresztą jak cały nasz region, ma szczęście do twórców ludowych i artystów, zarówno tych znanych (o niektórych napisałem już wyżej), jak i mniej znanych lub tworzących w zaciszu swoich pracowni, wyłącznie dla siebie. Dziś jest internet, dzięki któremu dotarcie do takich ludzi jest zdecydowanie łatwiejsze, a ich prace przestają być anonimowe, wychodzą z ukrycia, znajdują tych, którzy je podziwiają oraz nabywców. Niektórym przytrafiają się nawet kolekcjonerzy. Tych ostatnich szczególnie życzę. Przy okazji chciałbym wymienić kilkoro artystów, których dzieła posiadam lub nie mam, ale których twórczość bardzo cenię. Jako, że zawodowo mam sposobność sporo czasu spędzać w gronie seniorów zrzeszających się w uniwersytetach trzeciego wieku, w szczególności w Kazimierzowskim Uniwersytecie Trzeciego Wieku przy UKW, wspomnę, ze względu na ograniczone łamy postu, tylko trzy nazwiska: Marię Chilicką (obraz który posiadam w katalogu artystki nosi numer 1134!), malującej głównie na kartonie, znanej również z twórczości poetyckiej (Fot. nr 4); Elżbietę Rogowską, której styl malowania na płótnie przywodzi mi na myśl dzieła impresjonistów; Elżbietę Łukomską, również malującą na płótnie, regularnie wyróżnianą i nagradzaną na różnych przeglądach artystycznych. Całą trójkę znajdziecie Państwo na Facebooku. Kilka miesięcy temu, również dzięki Fb, poznałem twórczość malarską Katarzyny Stawarz, bydgoszczanki aktywnej w internecie, choć na co dzień mieszkającej poza granicami kraju. Artystka, na moją prośbę, dość swobodnie wzorując się na fotografii, namalowała ubiegłoroczne, wrześniowe nenufary z Ogrodu Botanicznego w Myślęcinku (Fot. nr 5). Także dzięki Fb poznałem uczennicę Adrianny Wituckiej, wybitnej bydgoskiej twórczyni specjalizującej się w ceramice artystycznej. Agnieszka Laskowska, bo ją mam na myśli, w moim odczuciu, jest bardzo pojętną uczennicą swojej mistrzyni, poza tym wyraźnie daje się dostrzec pasję, z jaką tworzy gliniane artefakty. Ja niektórym nie mogłem się oprzeć (Fot. nr 6 i 7).
Dwie dekady temu miałem przyjemność osobiście poznać jednego z wybitniejszych malarzy naszego regionu, którego dzieła są w posiadaniu m.in. Muzeum Okręgowego im. Leona Wyczółkowskiego czy Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy. Nasza znajomość zaowocowała jednym, stylowo jakże charakterystycznym dla twórczości tego artysty, obrazem, który posiadam. Artystę miałem okazję spotkać później podczas kilku plenerów i wystaw, odwiedziłem go również w jego domu. Niestety, Zenon Korytowski (1935–2018), którego mam na myśli, a który większość swojego życia związał z Tucholą, odszedł dwa lata temu. Zawsze ze wzruszeniem wspominam wieloletnią znajomość z Zygmuntem Szotem (1949–2013), artystą, który wyspecjalizował się w malarstwie olejnym i pastelach. Cenię szczególnie te drugie (Fot. nr 8). W jego biografii artystycznej Bydgoszcz odgrywa niemałą rolę. Jednak najbardziej kojarzony jest z Nakłem, gdzie spędził ostatnie lata życia, gdzie tworzył i wychował liczne grono młodych malarzy. Bodajże najaktywniejszym z nich jest Damian Śledź, który dużo maluje i regularnie wystawia swoje prace. Do wspomnienia o tych, co już odeszli pasują słowa wypowiedziane przed wiekami przez wielkiego Leonardo da Vinci: „Piękno rzeczy śmiertelnych mija, lecz nie piękno sztuki.” To dzięki sztuce najczęściej takich ludzi pamiętamy.
Jako, że wyżej wspomniałem w kilku zdaniach Klarę Prillową, m.in. rzeźbiarkę tworzącą swoje postacie w glinie, pozwolę sobie wymienić jeszcze kilku artystów rzeźbiarskiej profesji. W 2002 r., przy okazji pleneru artystycznego odbywającego się w Samostrzelu pod Nakłem, poznałem Stanisława Panfila (ur. 1950), rzeźbiarza pochodzącego z Mogilna. Później jeszcze kilka razy trafiałem na artystę, czy to na plenerach, czy na wystawach organizowanych w okolicach Bydgoszczy lub w samym grodzie nad Brdą. Kilka jego rzeźb (dzięki pozostawionym na nich autografach artysty) udało mi się, ku mojej satysfakcji, spotkać na szlakach turystycznych przemierzając województwo kujawsko-pomorskie. Zdobią one skwery, spotkać je można w kapliczkach przydrożnych. W prywatnej kolekcji rzeźb posiadam też jedno z dzieł tego rzeźbiarza (Fot. nr 9). Również bardzo sobie cenię twórczość rzeźbiarską artysty wywodzącego się z Kcyni – Piotra Wolińskiego. Uznaje się go za jednego z najwybitniejszych rzeźbiarzy nie tylko regionu pałuckiego. Oczywiście także posiadam dzieło, które wyszło spod jego dłuta. Jest to klarnecista kapeli pałuckiej w stroju ludowym. Artystę często udaje mi się spotkać przy różnych okazjach – wydarzeń artystycznych lub kulturalnych dziejących się przede wszystkim na Pałukach. Bywa również w Bydgoszczy, gdzie także miałem sposobność widywać go podczas imprez odbywających się m.in. na Wyspie Młyńskiej.
Z rzeźbiarzy bardzo sobie cenię Józefa Walczaka z Więcborka. Znamy się od ponad dwudziestu lat. Bezsprzecznie jest mistrzem dłuta, choć nie mogłem sobie kiedyś odmówić kupna dzieła ikonopodobnego tego artysty namalowanego techniką na rewers, czyli „od tyłu”. Technika dużo trudniejsza od zwyczajowo malowania „od przodu”. Jego rzeźby natomiast miałem sposobność spotkać w kilku miejscach na terenie Polski. Przy tej okazji zawsze „chwalę się” posiadaczom tych dzieł, że osobiście przyjaźnię się z artystą i sam mam kilka wyrzeźbionych przez niego postaci (Fot. nr 10).
Nawiązując już do tytułu postu. Przed ponad tygodniem zamieściłem na Fb tekst, w którym zapytałem Państwa, czy w Bydgoszczy znajdują się ślady związane ze „Starą baśnią” Józefa Ignacego Kraszewskiego? Jak podkreśliłem w poście, pytanie było podchwytliwe, wręcz nieco przewrotne. A przez to bardzo trudne. Nikomu nie udało się wskazać obiektów znajdujących się w przestrzeni miejskiej Bydgoszczy kojarzących się ze „Starą baśnią”, które miałem na myśli, a o których zaraz wspomnę. Jednakże kilka osób udzieliło wartych odnotowania wypowiedzi. Pan Marius Barczykowski, bydgoszczanin, na co dzień mieszkający w Waltrop niedaleko Dortmundu, bardzo dobrze filmową wersję „Starej baśni” skojarzył z Biskupinem. To właśnie na terenie biskupińskiego Muzeum Archeologicznego, w scenerii zrekonstruowanej tam osady łużyckiej, która w filmie stała się osadą słowiańskich plemion nadgoplańskich z IX w., nakręcono większość kadrów do filmu. Dodać należy, że nie tylko sam Biskupin użyczył plenerów. Zdjęcia kręcono również we wsi Drewno nad Jeziorem Oćwieckim, w Gąsawie oraz przepięknej Chomiąży Szlacheckiej. Wszystkie te miejsca znajdują się w okolicach Żnina. Jedyny wyjątek uczyniono kręcąc wiec kmieci, do którego potrzebne były okazałe, wielowiekowe dęby. Te znaleziono w podpoznańskim Rogalinie.
Pan Michał Majcherek, również czytelnik moich postów, słusznie zauważył, że reżyser filmu, jeden z najwybitniejszych w tym fachu w Polsce, Jerzy Hoffman, urodzony 15 marca 1932 r. w Krakowie, w 1955 r. zdał maturę w bydgoskim I Liceum Ogólnokształcącym. Dodam od siebie, że w 2003 r. Prezydent Bydgoszczy Konstanty Dombrowicz nadał Hoffmanowi honorowe obywatelstwo naszego miasta, a Państwo, na co dzień, możecie podziwiać podpis reżysera (złożony w 2007 r.) zdobiący Bydgoską Aleję Autografów znajdującą się w ciągu ulicy Długiej. Pan Majcherek dodał jeszcze, że drugą w kolejności premierę „Starej baśni” zorganizowano właśnie w Bydgoszczy, natomiast pokaz przedpremierowy odbył się również w Żninie.
Rozwiązując już moją zagadkę sprzed kilkunastu dni – czy kojarzycie Państwo stojące na obrzeżach chodników, niemal przy krawędzi jezdni rzeźby – wymienię cztery przykłady: przy ul. St. Staszica, tuż obok Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 6 (Fot. 11), na obrzeżach Parku im. Jana Kochanowskiego, od strony Alei Mickiewicza, nieopodal Łuczniczki (Fot. nr 12), przy ul. J. Słowackiego, tuż przy zbiegu z ul. Gdańską, obok budynku Radia Pomorza i Kujaw (Fot. nr 13) oraz przy ul. Gdańskiej, niemal przy wlocie na ul. Z. Krasińskiego (Fot. nr 14). Od ponad dekady, co kilka lat, na zlecenie władz miejskich, pojawia się w Bydgoszczy żniński artysta rzeźbiarz, także rysownik, a od czasu do czasu malarz – Zbyszko Piwoński (ur. 1958 r.). W grodzie nad Brdą artysta rzeźbi w uschłych pniach, do niedawna rosnących jeszcze miejskich drzew, tworząc bogate w detale artystyczne motywy – kapele i grajków ulicznych, wzory roślinne, zwierzęce i mitologiczne, wykreowując w ten sposób fantazyjne obrazy przestrzenne. Zbyszko Piwońskiego (także posiadam pamiątki wykonane dłutem tego artysty – fot. nr 15) znam od dwóch dekad, regularnie spotykam go na Festynie Archeologicznym w Biskupinie, na wystawach i plenerach artystycznych. Na jednym takim plenerze zorganizowanym w miasteczku Elsterwerda leżącym nieopodal Drezna spędziliśmy wspólnie tydzień. To były czasy. Rzeźbiarza dwukrotnie spotkałem też w Bydgoszczy, gdy tworzył wymienione przeze mnie wyżej „uliczne” dzieła. Zresztą Bydgoszcz dla mistrza to wyjątkowe miejsce. Tu właśnie, w roku 1992, miał pierwszą swoją publiczną wystawę. Elżbieta Samek-Czapla, w świecie artystycznym bardziej znana jako Elżbieta Anna Sadkowski, tak napisała o twórczości Piwońskiego: „W wielu rzeźbach uwidacznia się wyjątkowa wrażliwość i bogata wyobraźnia autora, zdolność uchwycenia szczegółów w wyglądzie, stroju, a nawet ruch i gesty co w rzeźbie jest bardzo trudne. Czasami rzeźby całościowo lub fragmentarycznie pokrywa kolorową polichromia, ale robi to rzadko, najczęściej jednak wykorzystuje układ słoi i naturalną barwę drewna”. Ot i cała prawda o Zbyszku Piwońskim (Fot. nr 16), żnińskim rzeźbiarzu, twórcy m.in. scenografii do filmu Jerzego Hoffmana „Stara baśń. Kiedy słońce było bogiem”. Także twórcy „bydgoskiej scenografii artystycznej.”
Post mój zakończę świetną w moim odczuciu myślą Oscara Wilde, że „sztuka jest jedyną poważną rzeczą na świecie, zaś artysta jedyną osobą, która nigdy nie mówi poważnie.” Tak właśnie postrzegam mojego dobrego kolegę, artystę i rzeźbiarza, prywatnie fantastycznego gawędziarza Zbyszka Piwońskiego.
Sławomir Łaniecki
Na zdjęciu wyróżniającym pałuccy rzeźbiarze Zbyszko Piwoński (po lewej) i Piotr Woliński (po prawej) w trakcie pracy (fot.wikipedia.org)
Fot. autora:
1. Fragment Collegium Copernicanum widzianego z Parku im. Jana Kochanowskiego. Akwarela Krzysztofa Kloskowskiego
2. Widok na katedrę św. Marcina i Mikołaja oraz młyn na podstawie obrazu Hermanna Schnee. Akwarela Krzysztofa Kloskowskiego
3. Rzeźba w glinie autorstwa Klary Prillowej
4. „Panna z La belle époque”, akryl autorstwa Marii Chilickiej
5. „Wrześniowe nenufary z Ogrodu Botanicznego w Myślęcinku”, olej na płótnie autorstwa Katarzyny Stawarz
6. Gliniany talerzyk autorstwa Agnieszki Laskowskiej
7. Gliniany, zdobiony ornamentyką, wypalany dzban/wazon autorstwa Agnieszki Laskowskiej
8. „Żaglowiec Zawisza Czarny”, pastel autorstwa Zygmunta Szota
9. „Wędrowiec”, rzeźba w drewnie autorstwa Stanisława Panfila
10. „Krajeński chłop i baba”, rzeźba w drewnie autorstwa Józefa Walczaka
11. Rzeźba plenerowa, Bydgoszcz, ul. St. Staszica – Zbyszko Piwoński
12. Rzeźba plenerowa, Bydgoszcz, Al. A. Mickiewicza – Zbyszko Piwoński
13. Rzeźba plenerowa, Bydgoszcz, ul. J. Słowackiego – Zbyszko Piwoński
14. Rzeźba plenerowa, Bydgoszcz, ul. Gdańska – Zbyszko Piwoński
15. „Pałucki akordeonista na rauszu”, rzeźba polichromowana autorstwa Zbyszko Piwońskiego