Kącik wspomnień – „Tylko fotografie nie liczą się z czasem” Hej, ja kolonistka

Hej, ja kolonistka, dziewczę wesołe. Tu na kolonii miło spędzam czas. Troski utopię tu na urlopie śpiewając razem ze wszystkimi wraz.

W okresie wakacji wracają wspomnienia wyjazdu na kolonie letnie. Wyjazdy organizowały i finansowały zakłady pracy. Bywało tak, że z jednej rodziny jechało dwoje, troje dzieci. Były to miejscowości malowniczo położone: Tleń, Choceń, Maryniec, Chomiąża, Bydgoszcz/ szkoła nr 10/, Legbad.

Na potrzeby kolonii adaptowano szkoły i pałacyki. Nie było luksusowych warunków, a jednak bardzo miło wspominamy swój pobyt na koloniach.

Pamiętam dzień wyjazdu- w pełnym rynsztunku – walizka wypchana po brzegi i pożegnanie z rodzicami. Sprawdzenie listy obecności i rutynowa „ Kontrola „ głów przez pielęgniarkę.

Jadąc na kolonie wiedzieliśmy, że czeka nas wypoczynek. Z dala od rodziców, a więc samodzielność / co nawet nam odpowiadało /, pranie, prasowanie, dbałość o swój wygląd itp. Zdawaliśmy sobie spraw, że ta swoboda była jednak ograniczona regulaminem, który obowiązywał wszystkich. Wychowawcy i organizatorzy wiedzieli, iż dobre wakacje to bezpieczne wakacje. Z pewnością takie założenie jest aktualne do dzisiaj. Ramowy rozkład dnia był w każdej sali. Stałe punkty to pobudka, gimnastyka poranna, mycie, sprzątanie, śniadanie, czas wolny, planowane zajęcia przedpołudniowe i popołudniowe. Obiad, wypoczynek poobiedni. Ten prosty system – wszystko „ na godzinę „ – nauczył nas punktualności. Za grupę odpowiedzialny był grupowy, który składał codzienny raport w czasie apelu. Zajęcia kolonijne były bardzo urozmaicone. Wycieczki piesze szlakami turystycznymi i całodniowe do ciekawych miejscowości. Nauka piosenek, które potem przywoziliśmy do domu przypominają sobie dni na kolonii.

Każda grupa przygotowywała program do zaprezentowania się przy ognisku. Były to zabawne skecze, humory, piosenki. Były też zmagania sportowe. Pomimo upływu wielu lat pamiętam wyprawę na całodniowy biwak w lesie, z budową szałasu i kuchni polowej. Grochówka była najsmaczniejszą zupą jaką spożywałam. Nocne podchody z udziałem harcerzy biwakujących opodal naszej kolonii były niemałą atrakcją. Szukanie ukrytego przedmiotu w nocnej czeluści lasu ( brrr!!!), rozświetlanego maleńką latarenką, powodowały dreszczyk strachu i emocji. Potem wspólne zabawy z harcerzami, wakacyjne sympatie, wymiana adresów…

W scenariuszu życia kolonijnego nie zabrakło pisania listów do kochanych rodziców z relacją i zapewnieniem, że się ich kocha i tęskni, ale nie tak bardzo, że jest fajnie i pani też jest super.

Życie kolonijne dało nam nie tylko wypoczynek, atrakcje, wiedzę o regionie, ale nauczyło jak żyć bezkonfliktowo w koleżeńskim gronie. Do domu wracaliśmy pełni sił i radości. Chociaż przy pożegnaniu nie obywało się bez łez.

Muszę dodać, że wiedza kolonijna przydała mi się w późniejszej pracy wychowawcy kolonijnego, pracy odpowiedzialnej.

 

Na postawie publikacji – „ Nakielskie powroty „ – Eugenii Czyż z 2008 roku.

Zdjęcia powierzone lub z własnych zasobów autorki książki.