Kajakowe przedwiośnie na rzekach powiatu nakielskiego

W ostatnich dniach lutego i na początku marca bieżącego roku kajakarze Koła Turystów Górskich im Klimka Bachledy w Kcyni zorganizowali cykl spływów kajakowych na rzekach powiatu nakielskiego. 20 lutego spłynęliśmy Orlą z Radzicza do Rudy, 26 lutego Rokitką z Sadek do Samostrzela, 27 lutego ponownie Orlą ale tym razem z Wyrzy do Radzicza, 5 marca Notecią z Chobielina do Nakła. Wzięli w nich udział mieszkańcy naszego regionu oraz goście z Pomorza i Wielkopolski. W obecnym roku to już kolejne nasze spotkanie z urokami naszch nakielskich rzek: Orlą, Rokitką, Kcyninką, Notecią i Gąsawką. Wysoki stan wody w tych niewielkich, często zapomnianych, a jakże pięknych śródpolnych rzekach sprawił, że stały się one spławne i ponownie ku naszej olbrzymiej radości, wielką przyrodniczą atrakcją naszego powiatu. Zaproszeni kajakarze z innych ośrodków i regionów z zaskoczeniem i niedowierzaniem wypowiadali się o walorach tych rzek.

Ktoś może zwrócić nam słuszną uwagę, że tak jak my nie potrafimy zrozumieć ludzi wyjeżdżających gdzieś daleko i za koszmarne pieniądze spędzać wolny czas w komfortowych warunkach tak oni nie zrozumieją naszego cotygodniowego porannego wstawania, aby po krótkiej podróży spłynąć niewielką rzeką pełną zwalonych drzew, górskich bystrzy, bobrzych tam i żeby tam przeżyć wspaniałą przygodę nierzadko w deszczu, śniegu i mrozie. Dwa światy, znacznie różniące się od siebie, czy mają możliwość zrozumienia się ?…. Jak zresztą wytłumaczyć naszą natrętną potrzebę wędrówki. Czy to poprzez dalekie górskie ostępy, czy kręte i pełne zwalonych drzew bliskie nam  rzeki. Jak nazwać i wyjaśnić zew rzeki czy szlaku górskiego? Niedawno przyszło mi do głowy, że osobom wierzącym moglibyśmy wyjaśnić swoje zachowanie  pragnieniem poznawania świata jako Dzieła Bożego. Odczuwamy podziw dla piękna natury uznając to za formę modlitwy czy dziękczynienia.  Nasze wyjazdy i spływy, czujemy po pewnym czasie, że stają się czymś dziwnym i jednocześnie wspaniałym, coś co nazywamy uczestnictwem w  misterium i bliskością z sacrum.    Dlaczego wielokrotnie wracamy na tak doskonale znane nam rzeki? I to nie tylko na te które płyną przez nasz powiat czy województwo ale także na te które przepływają  przez Wielkopolskę, Pomorze i Pomorze Zachodnie. Ponieważ nie ma jednego ustalonego ich wyglądu jest w nich co roku tyle nowości, zwalonych pni, tam, spiętrzeń. Jest ich tyle, ile miejsc z których się je ogląda i za każdym razem z innymi przyjaciółmi i w innych warunkach pogodowych. Czasami, gdy nimi płyniemy wielokrotnie w ciągu roku od 1 stycznia do 31 grudnia, wydają się nam wieczne i niezmienne, czujemy jakbyśmy uczestniczyli w jakimś tajemnym i niepojętym dla nas cudzie życia. W takich chwilach wydaje nam się, że nie są one zwykłymi tworami zlodowacenia północnopolskiego czy bałtyckiego i późniejszej erozji krajobrazu polodowcowego trwającej od setek tysięcy lat, nie są one  dla zwierząt, drzew i krzewów ani dla naszych wrażeń. One istnieją same dla siebie – jakby było w nich coś żywego; coś co je upodmiotawia i co emanuje olbrzymią mocą, spokojem, a zarazem wyjątkową siłą witalną, wynoszącą nas ponad małe kłopoty dnia codziennego. Czujemy się mali i nie ważni ze swoimi ludzkimi bolączkami, jakże często niewartymi zmartwień, czujemy się drobinką, żyjącą tutaj tylko chwilkę. Uświadamiamy sobie szczególną wyraźnie oczywistą prawdę: wszelki ślad po nas zaginie, a te rzeki dalej będą płynęły tak jak płyną teraz. Całe te rzeki i strumienie myśli przepływają przez nas bez słów, zostawiając po sobie jakże pożądane efekty: wierność zasadom uczciwości, niechęć wobec prób manipulacji,  spokój, pogodę i radość zwykłego dnia, doskonałe  rozumienie potrzeb przyjaciół. Jesteśmy chwilą, ale dana nam jest radość przeżywania tajemnicy naturalnego piękna.

Gdy pisałem ten artykuł moi przyjaciele  z Lwowa i Iwano-frankowska rozpoczynali walkę z najeźdźcą rosyjskim o WOLNOŚĆ SWOJĄ I NASZĄ….. Kiedyś,  nie tak dawno temu gdy razem z ukraińskimi przyjaciółmi z Uniwersytetu Lwowskiego im. Iwana Franki, wędrowaliśmy  po cudownych Karpatach Ukraińskich, przy rozpalonej watrze snuliśmy ambitne plany spłynięcia naszymi kajakami Czeremoszem i Prutem.  Na pogranicznym Czywczynie tuż przy granicy ukraińsko-rumuńskiej, żegnał nas Wasyl, dumny Hucuł, który przygarnął do swojej kołyby grupę przemoczonych polskich i ukraińskich turystów, grał on na fłajerze tęskną kołomyjkę i tak żal było się rozstawać…. Sława Ukrainie!!!

Koła Turystów Górskich im Klimka Bachledy w Kcyni