Polska potrzebuje pomocy [Felieton Radosława Sikorskiego]

Szanowni Państwo!

Do Polski dotarło już prawie dwa miliony uciekinierów z Ukrainy. Dziennik „Financial Times” podaje, że nasz kraj pod względem liczby uchodźców w ciągu kilku tygodni awansował z miejsca 101 na świecie na… czwarte! Jeśli tak dalej pójdzie, już wkrótce będziemy na miejscu drugim. Potrzebujemy systemu koordynującego działania, współpracy z władzami lokalnymi i organizacjami pozarządowymi oraz wsparcia z zagranicy. Obóz władzy tymczasem szuka okazji do politycznych zysków.

„To, że w Polsce nie ma obozów dla uchodźców, to właśnie zasługa polskiego rządu”, mówił wicepremier i minister rolnictwa Henryk Kowalczyk. Nieprawda. To efekt aktywności milionów Polaków, którzy przyjęli uchodźców pod swoje dachy, pomagali w transporcie, działali na przejściach granicznych, dworcach i miejscach zbiorowego zakwaterowania.

„Gdyby uchodźcy mieli być kwaterowani tylko w przygotowanych przez państwo miejscach kolektywnych, to Polska zatkałaby się po przyjeździe dwustu tysięcy osób. Więcej miejsc by nie znaleziono”, mówi w rozmowie z tygodnikiem „Kultura Liberalna” dr Marta Jaroszewicz z Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego. 200 tysięcy spośród prawie dwóch milionów. To pokazuje skalę ofiarności Polaków, którzy zgodzili się pomóc sąsiadom w potrzebie.

Ale to oznacza również, że jeśli rosyjska inwazja szybko się nie skończy, znajdziemy się w bardzo trudnej sytuacji. Na jak długo Polacy mogą przyjąć uchodźców do swoich domów – tydzień, miesiąc, dwa? Jak mówi prof. Maciej Duszczyk ze wspomnianego Ośrodka Badań nad Migracjami UW „setek tysięcy Ukraińców nie zatrzymają u siebie w domach Polacy czy mieszkający w Polsce Ukraińcy. W krótkim terminie – tak, to działa. W długim, a z takim mamy już do czynienia – nie”.

W Warszawie już dziś ponad 10 proc. mieszkańców to nowo przybyli uchodźcy. Rafał Trzaskowski mówił, że początkowo ogromna większość przyjeżdżających miała w Polsce kogoś, kto mógł im pomóc. Obecnie przyjeżdżają osoby, które nie tylko nie mówią po Polsku i nikogo w Polsce nie mają, ale nigdy nie były zagranicą.

Pojawi się więc problem – gdzie ci nowo przybyli ludzie oraz ci, którzy do tej pory gościli w domach Polaków, znajdą zakwaterowanie? Ceny najmu w dużych miastach już wystrzeliły – podaż mieszkań się nie zmienia, a popyt nagle wzrósł. W salach gimnastycznych czy halach wystawienniczych setki uchodźców mogą mieszkać przez krótki czas, ale przecież matek z dziećmi nie można przetrzymywać w takich warunkach przez kilka miesięcy.

Dlatego zdaniem Duszczyka państwo powinno jak najszybciej określić, ilu uchodźców może przyjąć tak, żeby zapewnić im godne warunki pobytu. W przeciwnym razie „zmierzamy nieuchronnie do gigantycznych problemów. Do napięć i konfliktów, a przede wszystkim do sytuacji, gdy przestaniemy pomagać, a zaczniemy szkodzić wszystkim. I sobie, i uciekinierom. A wtedy rozpocznie się kryzys humanitarny”. Duszczyk mówił o tym w rozmowie opublikowanej 8 marca, kiedy liczbę uchodźców w Polsce szacowano na 800 tys. osób, czyli ponad dwukrotnie mniej niż obecnie.

Potrzebujemy więc natychmiast pomocy innych państw europejskich. Dzięki regulacjom zaproponowanym przez Komisję Europejską uchodźcy z Ukrainy mają prawo do czasowego pobytu, pracy i opieki na całym terytorium Unii Europejskiej. Niemieckie władze już kilka dni temu informowały o zarejestrowaniu ponad 100 tys. uchodźców z Ukrainy.

Wysiłki polskiej dyplomacji powinny być skierowane na apelowanie i przekonywanie państw zachodnich do większej pomocy. Może to być trudne, bo – przypominam – kilka lat temu rząd Zjednoczonej Prawicy nie chciał przyjąć choćby kilku tysięcy (!) uciekinierów z Syrii, kiedy prosiły o to państwa południa Europy. Ale sami sobie z obecnym wyzwaniem nie poradzimy.

Bo przecież znalezienie zakwaterowana to dopiero pierwszy krok. Kolejnym jest potrzeba zapewnienia opieki małoletnim, bo większość przybywających do Polski uciekinierów to kobiety z dziećmi. Do polskich szkół ma trafić nawet kilkaset tysięcy uczniów, z których wielu w ogóle nie mówi po polsku. Jak sobie poradzą szkoły? Nie wiemy.

„Ma przybywać (…) oddziałów przygotowawczych, w których dzieci nauczą się języka polskiego. Te powstają, ale wolno, bo samorządowcom brakuje pieniędzy i nauczycieli”, pisze Justyna Suchecka, dziennikarka zajmująca się edukacją. „W efekcie puchną powiększane o kolejnych uczniów klasy ogólnodostępne. Cenę poniosą nauczyciele i wszystkie dzieci – bez względu na pochodzenie”.

Tymczasem bez dostępu do przedszkoli i szkół dla swoich dzieci uciekinierki z Ukrainy nie będą mogły pójść do pracy i zarobić na utrzymanie. A państwa na dłuższą metę nie będzie stać na zaspokojenie wszystkich potrzeb kilku milionów uchodźców. Co oznacza, że ci ludzie muszą znaleźć zatrudnienie.

Minister Przemysław Czarnek podobno regularnie rozmawia z przedstawicielami Komisji Europejskiej, przekazuje informacje i domaga się wsparcia. „Będziemy potrzebować pomocy z zewnątrz od wszystkich, którzy będą chcieli nam tej pomocy udzielić”, mówi.

A jeszcze w listopadzie na antenie rządowej telewizji twierdził, że „doszliśmy w Europie do poziomu gorszego niż Związek Radziecki i komunizm” i że wszystkie instytucje europejskie, które zwracają uwagę na łamanie przez polski rząd standardów praworządności to „tak zwani Europejczycy reprezentujący w Brukseli cywilizację śmierci”.

Przez całe lata słyszeliśmy od rządu, że UE powinna być tylko „strefą wolnego handlu”, że „integracja poszła za daleko”, że „trzeba wrócić do korzeni”. Dziś ci sami ludzie domagają się większego wsparcia – pieniędzy i solidarności, której wcześniej odmawiali. Wyjaśniam więc po raz kolejny – strefy wolnego handlu nie wysyłają sobie miliardów euro pomocy i nie otwierają granic dla setek tysięcy uchodźców.

Obecny kryzys, jak dotychczas, pokazał wielkość społeczeństwa i małość państwa. Ale pokazuje także zjawisko, o którym mówię od dawna – wyzwania współczesnego świata są zbyt duże, by radzić sobie z nimi w pojedynkę. Udowodniła nam to pandemia i związany z nią kryzys gospodarczy, udowadnia nam to wywołana przez Rosję wojna. Dlatego musimy działać wspólnie.

Tak, Europa Zachodnia przez lata nie doceniała zagrożenia, jakie stwarzał Putin. Po części dlatego, że Rosji nie rozumie. Ale także dlatego, że Europa Zachodnia jest wobec wielu zagrożeń sceptyczna. Europa Zachodnia jest tchórzliwa, bo jest zamożna. Ma wiele do stracenia i chce być zostawiona w spokoju. Ale właśnie dlatego trzeba z nią rozmawiać, żeby odpór Putinowi dawała cała Unia, nie tylko nasza flanka. Potrzebujemy solidarności i bliższej współpracy, między innymi, w zakresie pomocy uchodźcom, w polityce energetycznej (unia gazowa), polityce zdrowotnej i militarnej (Legion Europejski i koordynacja zakupów uzbrojenia).

Celem polskiego rządu powinno być budowanie lepiej współpracującej, bardziej solidarnej Europy. Tylko jak ma to zrobić ekipa, która jeszcze niedawno porównywała członkostwo w Unii Europejskiej do sowieckiej i hitlerowskiej okupacji?

Radosław Sikorski  – Europoseł do PE